Forum Domowych Winiarzy

Pełna wersja: Malaga, Maroko - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Hej,
wybieram się we wrześniu do Malagi (Andaluzji) a następnie do Maroka. Jestem na etapie zbierania informacji i opracowywania trasy. Jeśli ktoś był w tamtych okolicach, lub ma takie informacje, to co można tam winiarskiego zobaczyć, zwiedzić, zdegustować? Wino Malaga to się wie, ale co jeszcze? Są tam ciekawe piwnice, winnice, muzea winiarskie?
Pozdrawiam,
Marek
Ja byłem niedawno w Hiszpanii, ale w Barcelonie. Malage i Sherry (esp. Jerrez) przywiozłem, malaga lepsza niż sherry jak dla mnie. Do tego szynka dojrzewająca Iberian Ham, oliwki, super pomidory - standardowy posiłek. A że o owocach morza już nie wspomnę :) A co do konkretów z okolic Malagi to nie znam. Ale mało kto mówi w Hiszpanii po angielsku, także się lepiej za wczasu przygotuj. W dużych miastach na dworcach są informacje turystyczne - w razie co, tam ci wszystko wytłumaczą. Generalnie jest tam wesoło, spokojnie, nikt się nie śpieszy z niczym :)
A poza tym ważne zwroty:

uno/dos/tres/quatro cerveza porfavor :)

udanej wycieczki :)

Tak w sklepie wygląda szynka:


[attachment=11472]
Początkiem marca będę przez tydzień w Marakeszu. Jeśli zauważę coś ciekawego, dam znać.
Byłem w Maroku turystycznie. Podróżowałem głównie koleją ( oraz taksówkami ) na trasie Marrakesz, Casablanka, Rabat, Fez, Meknes oraz podnóże Toubkal'a. Generalnie kraj pastuchów. Piaski i kozy wszędzie ;) Winnic nie widziałem ale za to mają dużo bananowców i drzew pomarańczowych. Palmy tyż.
W Marrakeszu warto się wybrać wieczorem na główny plac - muzyka, gwar, tłum, bębny, upierdliwi tubylcy - wrażenia niesamowite. Czasem przeleci jakiś tubylec szepcząc "hasz, hasz, hasz" ;)

Jedyny problem to ciężko z komunikacją, po francusku gadają prawie wszyscy natomiast po angielsku/niemiecku/rosyjsku/włosku ciężko.
Jeśli chodzi o Malagę, to podobno samo miasto nie jest zbyt ciekawe, w przeciwieństwie do win o tej nazwie. Sama nie byłam tam, ale mówiła mi to Polka mieszkająca od wielu lat w Hiszpanii, która dużo podróżuje.

Zaś w przypadku Maroka, okolice winiarskie to przede wszytkim Meknes (zapewne już to wiesz z przewodnika :-)
Byłam tam (w Maroku, nie w Meknes) jako turystka górska (Toubkal i M'Guin), ale oczywiście jeden raz degustowałam ichnie wina i muszę przyznać, że byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Niestety, nazw nie pomnę [nie dane mi było nawet nic przywieźć do domu - ze względu na ograniczenie bagażu (tanie linie)]. Degustowaliśmy dwa wina i były w smaku bardzo podobne, w typie tempranillo (o ile byłam w stanie rozpoznać), mocno taniczne, 'mięsiste', takie, jakie lubię najbardziej. Ale był to tylko jeden, ostatni wieczór - więc trudno tu mówić o jakiejś znajomości tych win. Jedna uwaga, w Marakeszu wino (i w ogóle jakiekolwiek alkohole) są dostępne jedynie w supermarketach i bardzo ekskluzywnych restauracjach hotelowych; w centrum Marakeszu nie ma szans. A supermarkety nie są otwarte tak długo jak u nas - o ile dobrze pamiętam, to do 19:00 [bo chcieliśmy nabyć coś przed trekingiem, niestety odbiliśmy się od drzwi]. Ale podobno na wybrzeżu, gdzie jest dużo turystów, jest znacznie lepiej pod tym względem i spokojnie można sobie wino zamówić do obiadu. Niestety, tam jeszcze nie byłam.
Co do ceny tego wina, które było dostępne w markecie, to wynosiła ona ok. 15,- pln w przeliczeniu, więc spoko.

A w ogóle to Maroko mnie zauroczyło i chętnie pojadę tam jeszcze raz.

Pozdrawiam
Hanka
Chyba muszę raz jeszcze pojechać ( z chęcią - choć wolał bym do Iranu ;) ) bo wina przeoczyłem. Choć jak Hanka zauważyła to nie jest kraj w których alkohol jest powszechny. W ich supermarketach nie byłem - bo zawsze zakupy robiłem albo na targach lub w mini sklepach w ciasnych uliczkach obsługiwanych przez jakiś dziadków z brudnymi pazurami ;) W Maroku miałem raz przyjemność pić tylko alkohol - piwo - niemiłosiernego sikacza, słabego w ilości 0.3l ( większej porcji nie było ) który w przeliczeniu na nasze kosztował 8 zł - piłem go w hotelu który był opisany w przewodniku jak miejsce spotkań miejscowej ( Marrakesz) elity :D. Tylko, że ta elita nad jednym piwem męczyła się pół nocy a ja golnąłem go w 5 min :diabelek:
Jeżeli idąc ulica zobaczy się sklep w którym szyby są zamalowane lub zaklejone gazetami to nie oznacza to remontu lecz są to ich pijalne piwa - zaklejone co by Allacha nie denerwować.
Mają natomiast dużo takich ichnich pubów co zamiast piwa sprzedają koktajle mleczne i sorbety. Wygląda to bardzo zabawnie jak gromady facetów siorbie koktajle mleczne, palą pety i zażarcie dyskutuje - ale co religia to obyczaj.
(20-02-2010, 13:27)Maciej napisał(a): [ -> ]Początkiem marca będę przez tydzień w Marakeszu. Jeśli zauważę coś ciekawego, dam znać.
Macieju,
byłeś?
W Meknesie (tylko w tym mieście byłem w większym sklepie) w supermarkecie jesienią 2008 wybór win był dość słaby, chyba więcej było mocniejszych alkoholi. Wódki to najczęściej francuskie albo lokalne anyżówki (to co próbowałem dość obrzydliwe), trafiła się jakaś polska lepsza nawet, chyba Chopin. Piwo mają słabe, ich najbardziej znana Casablanca była gorsza niż siki typu Tyskie i podobne, inna sprawa, że w tym klimacie nawet wodniste piwko może nieźle smakować. Tak czy siak, najlepsze piwo jakie piłem w Maroku to była katalońska mocna Estrella którą przywiozłem ze sobą ;).

W Meknesie na nowym mieście knajp z alkoholami było kilka, win nie sprawdzałem, piwo rzeczywiście dość drogie, ale niektórzy ostro tankowali, stało przed delikwentami chyba i po 20 butelek ;).

Aha, supermarket był czynny do dość późnych godzin, chyba do 22 oidp, dojazd z nowego miasta albo mediny ze 3-4 zł taryfą.
Odświeżę temat, może ktoś coś jeszcze ciekawego napisze. Przy okazji takie pytanko, będę w Andaluzji 4 dni i zastanawiam się, czy nie wybrać się do Jerez de la Frontera - ojczyzny sherry - i nie zwiedzić jednej z bodeg, np. Tio Pepe. Ktoś może był i ma coś do napisania?
Pozdrawiam,
Marek
(01-04-2010, 15:14)emto napisał(a): [ -> ]Macieju,
byłeś?

Oj, Marek, byłem, byłem. Potem jeszcze kilka razy w innych miejscach, stąd zapomniałem, nie zauważyłem, dałem ciała krótko mówiąc.
Ale, jak mówią, lepiej późno, niż wcale ;)
Generalnie potwierdzam to, co pisali Larzwo i Alehandro, choć widziałem w sumie niewiele. Byłem jedynie w Marakeszu, a większość czasu spędziłem w sali konferencyjnej.
Piwo w hotelu - uwaga!!! - 6 eur za butelkę 0,25l. Nawet niezłe. Wina żadnego, ani winnicy nie widziałem. Pije się sok pomarańczowy, który wyciskają na miejscu. Pół litra kosztuje jakieś 0,8 zł, ale podają w zwykłych szklankach (ciekawe, czy myją?) - na życzenie pan podał mi sok w kubku jednorazowym, ale... przelał ze szklanki :diabelek: Przeżyłem bez sensacji, ale mam strusi żołądek, więc nie wiem, czy polecać.
Warto popróbować miejscowej kuchni; bardzo aromatyczna, ziołowa, zarąbista baranina, ciekawe zestawienia smaków - słodkie, ostre, kwaśne - niestety, najczęściej nie do końca wiadomo co (z prostszych rzeczy udało mi się np. rozszyfrować serca karczochów).
Spośród miejsc nie związanych wprawdzie z winem, ale mocno ciekawych, w Marakeszu koniecznie trzeba połazić po suku, czyli targowisku. To kilka hektarów uliczek zapełnionych straganami ze "wszystkim". Wprawdzie większość dostosowana do turystów, ale swój smaczek ma. Zgubisz się na 100%, więc przeznacz sporo czasu na suk.
Cokolwiek zechciałbyś kupić wymaga ostrych targów. Najczęściej ceny wywoławcze nie mają nic wspólnego z rzeczywistością - gość życzy sobie np. za kindżał 100 euro, kolejna oferta to 50, a sprzeda za 90 dirhamów. Uważać trzeba w sumie na jedno nietypowe zjawisko: kasę goście życzą sobie za wszystko: poprosisz, żeby zrobił Ci zdjęcie - płacisz, sam zrobisz komuś fotkę - płacisz...
Generalnie odnoszę wrażenie, że Maroko może być atrakcyjne jedynie na objazd, po dwóch - trzech dniach na miejscu robi się nudno.
Marku, o Maroku od strony turystyki trampingowej wrzucę jeszcze coś dzisiaj. Może się przyda Tobie lub komuś innemu. W jaki sposób wjeżdżasz, skoro z Andaluzji to domyślam się, że promem?
Promem, a jakże. Z Algeciras do Ceuty i dalej, na początek do Fezu.
Ok, to parę uwag z mojej podróży w 2008, trasa Marrakesz, Warzazat, Dades, Erg Chebbi, Meknes, Fez. Generalnie podobało mi się i na pewno się będę starał jeszcze pojechać w góry Riff, pochodzić trochę w Atlasie i obejrzeć wybrzeże, tylko fajnie by było samochodem tym razem. Zabrać ze sobą MTB też było by extra, jest tam gdzie pojeździć.

Tak jak pisał Maciej 2-3 dni na miejsce to raczej max żeby się nie znudzić, chyba, że ktoś lubi miejskie klimaty po prostu, fotografować miasto itp.

Hotele.
W średnim i tanim przedziale cenowym rozrzut w standardzie jest znaczny, jak masz czas to warto pochodzić i znaleźć coś fajniejszego.
Sąsiedztwo meczetów, wiadomo, warto zwrócić uwagę, bo możesz się nie wyspać.
Karaluchów sobie nie przypominam, choć nie jestem wybredny jeśli chodzi o hotele, ale przez okna czasem włażą mrówki i polujące na nie jaszczurki. Lepiej dobrze zamykać jedzenie i picie.

Jedzenie.
Turyści przeważnie jedzą w takich średniej klasy kawiarenkach i barach, pierwowzorach Sfinksów, Chaczapuri itp., zlokalizowanych w turystycznych hubach, na placykach czy deptakach. Ew. w lepszych droższych restauracjach. Jeśli masz zamiar jeść taniej w bardziej fastfoodowym stylu to odradzam jedzenie w tych średniej klasy, lepiej poszukać obok knajpek w których jedzą lokalesi. Czasem jest mniejszy wybór, ale jakość i standardy higieny te same, a cena 2x niższa, a może i jeszcze taniej. Np. miska hariry=1,5 zł, kanapka z kebabem i oliwkami + talerzyk frytek=4 zł, ćwiartka kury + frytki + sałatka + chleb (do wszystkiego dają) + cola + napiwek 10% = 12 zł. Po niczym nie chorowałem. Jak chcesz zjeść coś naprawdę fajnego z tradycyjnej kuchni, np. jakieś wypasione pastille czy tagine, to lepiej wybrać te droższe restauracje, w średnich smakuje to tak sobie. Główne danie 30-60 zł. Ceny z jesieni'08 oczywiście, ale większych różnic raczej nie będzie.
Na ulicy możesz spotkać kramy ze świeżymi pieczonymi kasztanami i gotowanymi ślimakami, w końcu nie spróbowałem, choć miałem ochotę.
W Dades miałem okazję pić bimber figowy, bez wypasu w sumie :).
Piwo w raczej droższym barze w Meknesie (nowocześnie, barman pod krawatem, PolsatSport na LCD na ścianie :)) 2x0,25l + napiwek 20% = 12 zł. Poza tym, jak zamawiasz od razu dają talerzyk oliwek i co ok 15 minut jakaś zagrycha dla każdego siedzącego w lokalu. Oliwki, przyprawiony ostro ogórek (dziwne nie?), kawałek pizzy (nad barem była pizzeria, może kroili to co kelnerowi upadło ;)).

Suweniry.
Cena którą podają na początek nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Targuj się ostro, spokojnie można proponować 5x niższą niż to co typ powiedział. Nie należy zwracać uwagi na opanowany do mistrzostwa przez większość sprzedawców grymas smutku i boleści gdy podasz niską cenę, nic im nie będzie :). Jak się wahasz to się nie przejmuj i zrezygnuj, gdzieś obok pewnie znajdziesz taniej, mojemu koledze zapodali za jakąś czapkę cenę coś 10x wyższą niż kupił później 3 stragany dalej. Im większe Twoje zainteresowanie, tym wyższy mnożnik realnej ceny :).
Podobno na prowincji są targi gdzie za wszystko już na początku śpiewają kilka razy mniej niż w miastach, akurat nie mieliśmy w planach, ale tak mówił człowiek którego spotkaliśmy w Hiszpanii wracając. Chyba nie będzie tam typowo turystycznych pierdółek i świecidełek, ale tradycyjne ciuchy, wyroby z wielbłądziej wełny, pantofle, przyprawy, woda różana i inne fajne towary pewnie będą.

Język.
Niestety poza miastami i miejscami mocno turystycznymi prawie nikt nie zna angielskiego. Przydadzą się rozmówki i notes do liczebników mapek itp.
W miastach ci którzy coś mówią po angielsku i są pierwsi do pomagania albo chcą Cię obsępić, albo zaciągnąć do sklepu szwagra :).

Erg Chebbi.
Odradzam :). Chyba, że naprawdę strasznie chcesz zobaczyć pustynię. Najlepiej pojechać wtedy do Merzugi, tam znaleźć nocleg, a na pustynię iść z buta, wydmy zaczynają się zaraz za osadą. Jeśli bardzo chcesz się przejechać na wielbłądzie, to na miejscu na pewno trafi się okazja :). Przestrzegam przed naganiaczami którzy po drodze do tej osady i na miejscu będą Cię próbowali naciągnąć na niezapomniany rajd po pustyni z noclegami w obozach nomadów itd :). Erg Chebbi to taka piaskownica ze środka której widać jej krańce (większa część Sahary w Maghrebie jest kamienista), i nie ma tam po prostu co robić. Zachód/wschód słońca na pustyni + ew. krótka trasa na wielbłądzie to max co warto MZ.

Więcej ciekawostek chyba nie pamiętam, zresztą pewnie przeczytałeś już co się dało na necie. Gdyby coś konkretnego Cię interesowało, to oczywiście odpowiem w miarę możliwości.
(06-05-2010, 00:19)alehandro napisał(a): [ -> ]...
Podobno na prowincji są targi gdzie za wszystko już na początku śpiewają kilka razy mniej niż w miastach, akurat nie mieliśmy w planach, ale tak mówił człowiek którego spotkaliśmy w Hiszpanii wracając. Chyba nie będzie tam typowo turystycznych pierdółek i świecidełek, ale tradycyjne ciuchy, wyroby z wielbłądziej wełny, pantofle, przyprawy, woda różana i inne fajne towary pewnie będą...
Dobrym sposobem na zakup atrakcyjnych 'towarów' [rękodzieła, przyprawy i inne] jest wałęsanie się po targach. Nie tych 'stałych' będących w każdym miasteczku turystycznym/w części centrum turystycznego lecz na tych co są organizowane okresowo. Najczęściej takie lokalne targowiska odbywają się w określony dzień tygodnia w danej miejscowości tak jak to jest u nas. To kiedy jest 'dzień targowy' można sprawdzić w przewodnikach [ja jak byłem w Tunezji korzystałem z Pascala - w ciągu 2 tyg zaliczyłem 5 takich targowisk] lub lokalnym punkcie Inf Turyst.
Takie targowiska to rewelacja. Uliczki na parę przecznic od głównego targu wypełniają się małymi straganami a towary wszelakie są zupełnie inne niż w 'stałych' punktach nie wspominając o cenach.
Poza tym co koledzy wspomnieli dodam jeszcze że warto zwrócić uwagę na wszelkie wyroby z drewna oliwkowego. Misy, talerze itp - bardzo ciekawe.


[attachment=12026]

[attachment=12027]


Oczywiście bez takich korków ;) :

[attachment=12028]
Dzisiaj wyjazd z domu, jutro opuszczam tereny Polski. Do zobaczenia 30 września.
Pozdrawiam,
Marek
Zapraszam do przeczytania mojej relacji z podróży do Maroka, z przystankiem w Andaluzji. W drugim linku krótka fotorelacja. Gdyby ktoś z Was był uzytkownikiem portalu Odyssei proszę o zalogowanie i obiektywne ocenienie relacji, za co z góry dziękuję. Wiąże się to z konkursem na najciekawszą relację z podróży zamieszczoną w lutym.
Pozdrawiam,
Marek

Relacja
Fotorelacja
Dziękuję, Marku, za piękną relację z Maroka.
Muszę tam koniecznie pojechać raz jeszcze.. To naprawdę fascynujący kraj ...

Hanka
Coraz bardziej ciągną mnie takie wyprawy, lecz do pełni szczęścia chciałbym poznać koszty.
Koszty zależą od standardu. Moja wycieczka byla raczej niskobudżetowa, trzy tygodnie kosztowały mnie około 2 tysięcy zł. Jeśli chciałbyś zatrzymać się w Andaluzji i do Maroka przeprawić się promem, to będzie drożej niż do samego Maroka, bo Hiszpania jest droga. Samo Maroko - podróżowanie transportem lokalnym, tanie hotele, jedzenie - jest dość tanie. Szczerze polecam, choć sytuacja jaka ogarnęła północną Afrykę nie zachęca do podróży.
PS. Zachęcam i proszę o ocenę mojej relacji na portalu Odyssei.
Odświeżę temat.

Czy próbowaliście lokalnego alkoholu mahia d'Argan?

Czy na targowiskach są dostępne suszone owoce arganowca? Jakie są ceny i czy można je legalnie przywieźć do Polski?

Może ktoś w tym roku wybiera się do Maroka?





Nie odpowiem na zadane pytania, bo te tematy kompletnie nas nie interesowały podczas podróży.