Ponieważ lektura niewielka, mogę się poczepiać
Zacznę od prozaików, a mianowicie zdjęcia. Może Wam się wydało, że już gdzieś je widzieliście? I nie mylicie się. Sięgnijmy do książki (wydanej też przez GW) M. Kuronia "wina, miody nalewki" I co się okazuje-te same zdjęcia, ale:
strona 10 broszurki, opisana nalewka z kwiatów cz.bzu i na sąsiedniej stronie (gdyż jest info: zdjęcie obok) fotka tejże. Ale w przepisie już są rozbieżności, nawet jeśli rozbija się to jedną sztukę limonki
Idźmy dalej, strona 6 broszurki, jest pomarańczowa gorzka (zdjęcie na okładce)-patrzymy, a tam nalewka cytrusowo-miodowa z książki (60), to w końcu co to zdjęcie przedstawia?
I ostatnie z tej serii, nalewka na orzechach włoskich (zdjęcie obok), a na zdjęciu benedyktynka z książki. (106)
Na 16 stronie broszurki, fotka krupniku (w książce 90), ale przepisy oba różne.
Przechodząc do meritum:
Strona 2:
"nalew musi być zrobiony na świeżych owocach (tzn. niemrożonych) (...) No i moc: 30% (plus minus 0,5%)"
To są słowa Pana Karola, z którymi z przyczyn oczywistych nijak się zgodzić. Wiele osób wśród nas robi na mrożonych owocach i jakoś nic się nie dzieje. Zaś 30% w wielu przypadkach to za mało, żeby ten napój był smaczny, a to że Nalewki Staropolskie są 30% nie znaczy, że wszystkie mają też takie być.
"-nie za bardzo wiem, co sensownego da się powiedzieć o smaku czystej wódki" to już taka nonszalancja, w zależności od tego z czego ta wódka, jaka woda, jak destylowana, jak filtrowana, czym aromatyzowana, można powiedzieć wiele, nawet jeśli to wódka sklepowa.
Strona 3:
"co z pestkami?-pytam.-są dwie szkoły."
W obu przypadkach wiśnie się dryluje, albo wszystkie, albo zostawia 10% z pestkami. Każdy ma swoje zdanie w tym temacie, ale wypadałoby dodać, że są tacy, którzy nie drylują i to jest trzecia szkoła.
Tyle moich uwag.