08-07-2015, 11:45
Witam serdecznie,
na wstępie pragnę wszystkich przywitać!
- mimo, że konto mam już od ponad roku, ten post jest moim pierwszym.
Urodziły mi się problemy, a w zasadzie dylematy z którymi nie potrafię sobie sam poradzić.
Na początku lipca ubiegłego roku zarobiłem wino z wiśni (moje pierwsze). Stosując się do wskazówek z forum szło bez problemów - chorób, problemów z fermentacją, wybuchających balonów itd. (tak! pomagacie nawet o tym nie wiedząc - serdeczne dzięki!)
Sam proces produkcji wyglądał mniej-więcej tak:
(Dokładnych proporcji nie pamiętam, bo było to dobry rok temu - nauczka na przyszłość - zapisywać!)
Wiśnie umyte, wydrylowane, lekko rozgniecione poszły do fermentatora. Pekto i piro według wskazówek na forum i po dwóch dniach zalane częścią! wody z cukrem i silną MD (drożdże Burgund od Zamojskich - zalane tak późno bo czekałem aż się MD rozbuja porządnie - dlatego to piro itd).
Jak burzliwa praca drożdży ustała (znów nie pamiętam dokładnie czy to było 10 dni, ciut mniej czy ciut więcej więc przyjmijmy, że 10) zabawę z fermentatora przeniosłem do balonu. Przenosząc, uzupełniłem płyn w pozostałą wodę i cukier.
Po tym wszystkim w okresie od połowy/końca lipca do grudnia zlewałem dwa razy znad osadu. W grudniu (drugie zlewanie) przy testach organoleptycznych stwierdziłem znaczącą goryczkę w smaku. Rozmawiałem o tym ze znajomą, a w zasadzie z jej mężem i uspokajał, że smak się ustabilizuje bo "wiśnie tak mają". Balon wstawiłem do piwnicy (mam tam w miarę stabilną temperaturę cały rok) i czekałem aż do wczoraj (przez ponad 7 miesięcy osadu zebrało się niewiele - na 17 litrów wina może kieliszek osadu).
Wczoraj przyszła pora na kolejne zlewanie i jak to w życiu bywa trochę wina ulało się do kieliszka - a że ja nie lubię marnować trunków więc to co się ulało przeznaczyłem na testy (cukier i organoleptyka).
Przy cukrze zaskoczenia żadnego - wino było planowane na 15% więc po tym czasie drożdżaki poradziły sobie z całym zapasem, natomiast co mnie trapi to smak.
W smaku prezentuje się dość ciekawie, goryczka (ta nieprzyjemna z grudnia) zniknęła, niestety wino jest troszkę zbyt kwaśne, a do tego na języku da się jeszcze wyczuć bąbelki, jakby lekko gazowało (ale tak długo?!)
Generalnie planowałem dosładzać - pierwotnie na półwytrawne/półsłodkie, bo wiadomo, że wytrawne przy tej mocy nie powali smakiem.
Tu pojawiają się moje problemy/dylematy:
1) Jeśli dosładzać, to jak? Pierwotnie planowałem podgrzać część wina i ją dosłodzić, a potem resztę wymieszać, ale skoro jest tak kwaskowe, to może lepiej będzie dodać nieco wody i tą wodą posłodzić? Jeśli dodam wody, to znów będzie potrzebowało czasu na stabilizację smaku? (nie wiem jak to się fachowo nazywa)
2) Jeśli dosładzać, to kiedy? Teraz jak mam odlane, odczekać ok 2 miesiące czy nie zbiera się osad i dopiero, czy jak to ma wyglądać?
3) Po wczorajszym zlaniu balon zostawić w gospodarczym, gdzie przy upałach będzie temperatura ~20-25 stopni, czy zanieść do piwnicy w przyjemny chłód?
4) Może istnieją inne sposoby na pozbycie się wysokiej kwasowości? W ogóle skąd ona, jeśli jej wcześniej nie było, a przynajmniej nie była tak silna? Mogłem gdzieś zrobić błąd, czy to kolejny etap stabilizacji/dojrzewania?
5) Jak się ma sprawa z pirosiarczynem potasu? Mianowicie wczorajsze przelewanie odbyło się w dwóch etapach:
z balonu 20l do 54l i odwrotnie po umyciu tego pierwszego. Oba były dezynfekowane piro.
I tu pytanie. Wiadomo, że nie cały nazwijmy to 'środek dezynfekujący' uda się wylać z butli, coś zostanie na ściankach itp. Czy ta ilość ma jakiś wpływ na wino, czy jest na tyle znikoma, że przed np dosładzaniem trzeba będzie jeszcze raz siarkować?
Jeśli gdzieś coś namieszałem wytykać palcami śmiało, pytać się i uzupełnię.
Liczę na odpowiedź.
Pozdrawiam serdecznie
Karol
na wstępie pragnę wszystkich przywitać!

Urodziły mi się problemy, a w zasadzie dylematy z którymi nie potrafię sobie sam poradzić.
Na początku lipca ubiegłego roku zarobiłem wino z wiśni (moje pierwsze). Stosując się do wskazówek z forum szło bez problemów - chorób, problemów z fermentacją, wybuchających balonów itd. (tak! pomagacie nawet o tym nie wiedząc - serdeczne dzięki!)
Sam proces produkcji wyglądał mniej-więcej tak:
(Dokładnych proporcji nie pamiętam, bo było to dobry rok temu - nauczka na przyszłość - zapisywać!)
Wiśnie umyte, wydrylowane, lekko rozgniecione poszły do fermentatora. Pekto i piro według wskazówek na forum i po dwóch dniach zalane częścią! wody z cukrem i silną MD (drożdże Burgund od Zamojskich - zalane tak późno bo czekałem aż się MD rozbuja porządnie - dlatego to piro itd).
Jak burzliwa praca drożdży ustała (znów nie pamiętam dokładnie czy to było 10 dni, ciut mniej czy ciut więcej więc przyjmijmy, że 10) zabawę z fermentatora przeniosłem do balonu. Przenosząc, uzupełniłem płyn w pozostałą wodę i cukier.
Po tym wszystkim w okresie od połowy/końca lipca do grudnia zlewałem dwa razy znad osadu. W grudniu (drugie zlewanie) przy testach organoleptycznych stwierdziłem znaczącą goryczkę w smaku. Rozmawiałem o tym ze znajomą, a w zasadzie z jej mężem i uspokajał, że smak się ustabilizuje bo "wiśnie tak mają". Balon wstawiłem do piwnicy (mam tam w miarę stabilną temperaturę cały rok) i czekałem aż do wczoraj (przez ponad 7 miesięcy osadu zebrało się niewiele - na 17 litrów wina może kieliszek osadu).
Wczoraj przyszła pora na kolejne zlewanie i jak to w życiu bywa trochę wina ulało się do kieliszka - a że ja nie lubię marnować trunków więc to co się ulało przeznaczyłem na testy (cukier i organoleptyka).
Przy cukrze zaskoczenia żadnego - wino było planowane na 15% więc po tym czasie drożdżaki poradziły sobie z całym zapasem, natomiast co mnie trapi to smak.
W smaku prezentuje się dość ciekawie, goryczka (ta nieprzyjemna z grudnia) zniknęła, niestety wino jest troszkę zbyt kwaśne, a do tego na języku da się jeszcze wyczuć bąbelki, jakby lekko gazowało (ale tak długo?!)
Generalnie planowałem dosładzać - pierwotnie na półwytrawne/półsłodkie, bo wiadomo, że wytrawne przy tej mocy nie powali smakiem.
Tu pojawiają się moje problemy/dylematy:
1) Jeśli dosładzać, to jak? Pierwotnie planowałem podgrzać część wina i ją dosłodzić, a potem resztę wymieszać, ale skoro jest tak kwaskowe, to może lepiej będzie dodać nieco wody i tą wodą posłodzić? Jeśli dodam wody, to znów będzie potrzebowało czasu na stabilizację smaku? (nie wiem jak to się fachowo nazywa)
2) Jeśli dosładzać, to kiedy? Teraz jak mam odlane, odczekać ok 2 miesiące czy nie zbiera się osad i dopiero, czy jak to ma wyglądać?
3) Po wczorajszym zlaniu balon zostawić w gospodarczym, gdzie przy upałach będzie temperatura ~20-25 stopni, czy zanieść do piwnicy w przyjemny chłód?
4) Może istnieją inne sposoby na pozbycie się wysokiej kwasowości? W ogóle skąd ona, jeśli jej wcześniej nie było, a przynajmniej nie była tak silna? Mogłem gdzieś zrobić błąd, czy to kolejny etap stabilizacji/dojrzewania?
5) Jak się ma sprawa z pirosiarczynem potasu? Mianowicie wczorajsze przelewanie odbyło się w dwóch etapach:
z balonu 20l do 54l i odwrotnie po umyciu tego pierwszego. Oba były dezynfekowane piro.
I tu pytanie. Wiadomo, że nie cały nazwijmy to 'środek dezynfekujący' uda się wylać z butli, coś zostanie na ściankach itp. Czy ta ilość ma jakiś wpływ na wino, czy jest na tyle znikoma, że przed np dosładzaniem trzeba będzie jeszcze raz siarkować?
Jeśli gdzieś coś namieszałem wytykać palcami śmiało, pytać się i uzupełnię.
Liczę na odpowiedź.
Pozdrawiam serdecznie
Karol