Witam.
Cieszy mnie , że możemy wreszcie zacząć rzeczową dyskusję na argumenty pozbawioną wzajemnych wycieczek osobistych.
Pierwsza refleksja – dlaczego wszyscy zakładają, że każda murowana wędzarnia kanałowa ma nieocieploną komorę wędzarniczą? Moja od środka jest wyłożona łatwo demontowalnymi listwami drewnianymi ułożonymi na listwach montażowych, które umożliwiają położenie pod nimi dodatkowej warstwy izolującej gdyby zaszła taka konieczność. Jednak po kilku wędzeniach przeprowadzanych w okresie jesienno-zimowym stwierdzam, że takiej konieczności nie ma. Z drugiej jednak strony powstawanie skroplin na zimnych ścianach komory wędzarniczej to przecież przypadłość nie związana ze sposobem doprowadzenia dymu , a z materiałem z jakiego wykonana jest komora – a w zasadzie jej wewnętrzna powierzchnia. W związku z powyższym czas wygrzewania mojej wędzarni nie odbiega zbytnio od tego który jest podany w literaturze fachowej – czytaj: w wypowiedziach posiadaczy wędzarni bezpośrednich
. A dlaczego w ogóle odbiega? Ano wydłużony jest o czas potrzebny do wygrzania kanału, ale to było wkalkulowane na etapie projektu.
Druga sprawa – z moich przemyśleń wynika, że w budowie wędzarni kanałowych najczęściej powielane są dwa błędy:
1 – kanał zimny: – najczęściej jest to wkopana w ziemię stalowa rura. Po pierwsze, na ściankach takiego stale chłodzonego kanału następuje wykroplenie części składników dymu - i to tych składników które są pożądane w procesie wędzenia. Po drugie osiągnięcie wymaganej temperatury w komorze z zimnym kanałem często może powodować konieczność wejścia w taki obszar temperatur w samym palenisku, że zaczyna się spalanie z wydzielaniem składników niepożądanych czy szkodliwych.
2 – kanał zbudowany z materiałów nadmiernie kumulujących ciepło. Taki kanał z kolei w pierwszej fazie wędzenia – suszenie i nagrzewanie komory – z natury rzeczy wymagającej wyższych temperatur dymu, zbytnio się nagrzewa i kumuluje ciepło, które następnie oddaje w zasadniczej fazie wędzenia powodując dopalanie na rozgrzanych ściankach pożądanych składników dymu.
Dlatego aby zminimalizować powyższe zjawiska, mój kanał leży sobie w pierzynce z keramzytu, nie jest chłodzony, nie kumuluje nadmiernych ilości ciepła i jest OK.
Trzecia sprawa - jeżeli naszłaby mnie kiedyś chęć zabawy z wędzarnią bezpośrednią, to bez żadnych "kombinacji alpejskich" mogę zdemontować kolanko na kanale dymowym znajdujące się w "schowanku" opisanym na drugim zdjęciu, zamontować prowizoryczne drzwiczki metalowe w miejscu drewnianych i mam wędzarnię bezpośrednią. To też było wkalkulowane w projekt. Ale uwierzcie, nie mam żadnych problemów z wędzeniem kanałowym i na razie nie w głowie mi takie przeróbki.
I na koniec – ostatnie zdanie z Twojego postu traktuję oczywiście jako miły żart a nie jakąś tam ironię, która tak de facto byłaby uzasadniona biorąc pod uwagę, że wędzarnię uruchomiłem w październiku zeszłego roku, a do tego czasu wędziłem dzięki uprzejmości kolegów – posiadaczy wędzarni. Dlatego przez cały ubiegły rok czytałem, czytałem i jeszcze raz czytałem a przy okazji wyciągałem wnioski i uczyłem się. Wszak człek przez całe życie się uczy. I dzięki temu mogę dzisiaj mieć własne zdanie i umieć je obronić w dyskusji. Nie ukrywam, że przydatne mi jest w tym temacie to, czym zajmuję się zawodowo na co dzień.
Pozdrawiam Jacek.
Jacuś - nie traktuj ostatniego zdania mojego postu jako miły żart czy ironię, a tyko jako uznanie znajomości rzeczy. Wypowiadałeś się tak rzeczowo i z dużym znawstwem tematu, że nie mogłem inaczej napisać. Brat mojej mamy był długoletni kierownikiem zakładu masarskiego (kontynuował tradycje rodzinną) gdzie miałem możliwość zapoznania się z procesem wędzenia i dlatego jak Ty pozostajesz przy swoim rozwiązaniu, to ja przy swoim, co nie przekreśla (o czy jestem w pełni przekonany) rzeczowej dyskusji i wymiany doświadczeń.
Pozdrawiam Janusz
Witam z racji że temat podobny to nie zakładam nowego tylko się przyłączę. Posiadam wędzarnie którą zbudował mój dziadek w latach 70' jako że posiadał gospodarstwo to używał jej bardzo często, dzisiaj już jest używana tylko kilka razy w roku a chcielibyśmy korzystać z niej częściej i lepiej dlatego spieszę o pomoc do kolegów po fachu.
Chciałbym wiedzieć co w niej przerobić albo czy zamontować dyfuzor? Dodam że założę termometr. Posiada palenisko bezpośrednie opalane trocinami (sosnowe lub bukowe), podłączona jest pod kanał dosyć wysokiego komina. Wędzonek nie parzymy w wodzie tylko jemy prosto z wędzarni. Wymiary: długość-108 cm, szerokość-68 cm, wysokość-173 cm, rurki do haków wiszą na 130 i 155 cm, wylot umieszczony jest na 150-163 cm (okrągły o średnicy 13 cm umieszczony na tylnej ścianie całkowicie z prawej strony). Nie posiada żadnego sterowania powietrzem.
A dlaczego chcesz ją przerabiać? Czy masz zastrzeżenia do jakości wędlin, czy wędzenie jest uciążliwe czy jeszcze coś innego?
Pozdrawiam Jacek.
Jak na smak moich znajomych to wędzonki są pyszne
trudności żadnych też mi nie sprawia bo i tak wędzę 2-3 doby, zastanawiałem się czy jest to wędzenie prawidłowe? Zależy mi na tym aby nie truć swoich bliskich i czy da się w niej wędzić zwykłymi kawałkami drewna?
Pozdrawiam Kamil
Jaką masz temp w czasie wędzenia?
Dokładnej temperatury nie jestem w stanie określić. Sprawdzam czy jest dobra poprzez włożenie ręki na wysokości wędzonek i czuję czy dym jest wystarczająco ciepły czy też nie. Temperaturą mogę "sterować" poprzez to ile dam żaru przy rozpalaniu oraz ile i jakich trocin na niego nasypie.
Pozdrawiam
Prosta konstrukcja i jak historia w wielu przypadkach pokazuje, proste rozwiązania są najlepsze. Skoro doszedłeś do wprawy w wędzeniu i robisz to na "czuja", a wyroby są dobre i smaczne, to po co kombinować. Najważniejsza rzecz to taka, że masz wędzarnię w pomieszczeniu i to jest przewaga nad stojącymi na działce czy w ogrodzie. Jeżeli mogę Ci doradzić, to proponuję wędzarnię odremontować. Jeżeli upierałbyś się w kwestii jej modernizacji to możesz oddzielić palenisko od części wędzarniczej żeliwną płytą z centralnym otworem , dyfuzorem (jak zwał tak zwał), ale po co skoro ciąg jest dobry, a żar rozkładasz na całej powierzchni. Zamontowałbym siatkę, aby wędzonka przez przypadek nie wpadła do żaru (różnie bywa). Mojemu koledze, który miał taką sama wędzarnie, tak się przytrafiło.
Pozdrawiam Janusz.
(11-02-2016, 21:50)kamiloxd napisał(a): [ -> ]...Zależy mi na tym aby nie truć swoich bliskich...
Łoj tam, łoj tam. To musiałbyś się cofnąć do ludów pierwotnych. W dzisiejszych czasach musiałbyś nie jeść, nie pić i nie oddychać. Pewnych rzeczy nie unikniesz i nie możesz za bardzo brać sobie do serca to co wyczytasz na temat "trującej żywności". Ale z drugiej strony jak jesteś świadomym konsumentem to masz wpływ na zmniejszenia ilości szkodliwych substancji, które wprowadzasz do organizmu. Temu mają służyć rady których spodziewasz się otrzymać - zminimalizować a nie wyeliminować. To tyle tytułem wstępu i do rzeczy.
Po pierwsze: wyeliminuj trociny sosnowe - nie ze względu na smak wędzonek bo to jest rzecz gustu - ale dlatego że dym z sosny zawiera dużo więcej szkodliwych substancji niż z drzew liściastych.
Po drugie: dlaczego miałoby się nie dać wędzić kawałkami drewna? Ja nie widzę problemu poza takim, że musisz się nauczyć "sterowania" temperaturą w zmienionych warunkach.
Po trzecie: pomimo tego, że różnej maści "miszczowie wędzenia" powiedzą, że w prawidłowo prowadzonym procesie wędzenia tłuszcz nie ma prawa się wytopić i "skapać" do paleniska, to nie ma byka - tłuszcz "miszczów" nie słucha i najczęściej skapuje. A jak skapnie na rozżarzone drewno, to w postaci WWA wróci na powierzchnię wędzonek. Żeby tego uniknąć, faktycznie przydałaby się jakaś przegroda-strop pomiędzy paleniskiem a komorą wędzarniczą - lecz nie z żeliwa czy stali - ale z materiału dającego stosunkowo duży gradient temperatury żeby od strony komory wędzarniczej temperatura byłe na tyle niska aby nie powodowała postawania WWA. Mówiąc po ludzku, lepszy byłby strop betonowy.
Po czwarte: jak wykonasz strop nad paleniskiem, to siłą rzeczy będziesz musiał podzielić drzwi. Wtedy w drzwiczkach do paleniskach możesz zrobić jakieś regulowany wlot powietrza - coś takiego jak przesłona. No i broń Boże żadnego rusztu czy czy popielnika z drzwiczkami - spowodowałby zbyt dobre warunki do spalania drewna, a nie o to chodzi w tej zabawie.
Po piąte: wcale nie mam zamiaru przekonywać Cię do wędzarni kanałowej.
To na razie chyba tyle.
Pozdrawiam Jacek.
Ps.
WWA - wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne - rakotwórcze świństwo obecne w każdej wędzonce w mniejszym lub większym stopniu. Najmniej ich jest - o dziwo - w wędlinach robionych nie tradycyjną metodą, a z wykorzystaniem preparatów dymu wędzarniczego, taki dymek w płynie bez ognia. Nawet Bareja by tego nie wymyślił.
Ja pierdziu... własnie wygrzewam wędzarnię, ale po lekturze artykułu zaczynam się zastanawiać, czy nie poprzestać na sparzeniu wyrobów.
Artykuł prawdopodobnie sponsorowany przez producentów wędzarni z dymogeneratorem... Hihiii
Trzeba zebrać jak najwięcej informacji, poczytać literaturę, posłuchać mądrych rad a na koniec UŻYĆ ROZUMU i zrobić jak on podpowie.
Najważniejsze żeby nie dać się zwariować i taktownie odejść od akademickich "mondrości" na odległość rozsądku.
Powyższe dotyczy nie tylko wędzenia, ale i pozostałych dziedzin naszego hobby.
@ tata 1959.
Mógłbyś sprecyzować te "akademickie mondrości (mądrości?)". Jakieś konkrety? A to "taktowne odejście" to przekroczenie norm o ile twoim zdaniem?
Nic nadzwyczajnego. Chodziło mi o to, żeby nie popadać w skrajności. Z jednej strony korzystać z wiedzy i doświadczeń innych, postępów nauki, itp., zaś z drugiej żeby nie popadać w ich pułapkę i z np. wędzenia w swojej wędzareczce nie starać się robić procesu laboratoryjnego.
Tłumaczę skąd się powyższe bierze.
Przez wieki wędzono bez obecnej wiedzy i możliwości (czy chęci) zbadania wszystkiego oraz rozkładania na czynniki pierwsze procesu spalania, stopnia zawilgocenia drewna, rozmiarów komory spalania, składu dymu, jego wpływu na smak wędlin itp., a już na pewno nie zadręczano się szczególikami budowy wędzarni. Każdy miał co miał i tak było dobrze.
Ludzie umierali częściej na śmierć niż na raki i żyli radośniej.
Dzisiaj mamy potężny przemysł chemiczny, a w sklepach kupujemy często "zdrowe" produkty wytwarzane z myślą o zysku, a nie o ludziach i ich zdrowiu.
Dlatego nieco mnie drażnią określenia typu "trujesz rodzinę" czy podobne w takich dyskusjach o np. wędzeniu.
Nie doktoryzujmy się z chemii z jednej strony, z drugiej bierzmy w możliwym u siebie do zastosowania stopniu pod uwagę tę wiedzę i doświadczenia innych, ale nie traćmy przy tym zdrowego rozsądku i radości z wyrobu własnych wędzonek. Jestem pewny, że nawet te "nienaukowo" uwędzone są zdrowsze niż te lakierowane czy faszerowane z przemysłu. Trzeba po prostu zachować umiar.
Nie odmawiam nikomu prawa do laboratoryjnego podejścia do wędzenia. Dobrze mieć świadomość co się robi. Wolę jednak czerpać radość niż zadręczać się czy akurat fizyko-chemiczne właściwości dymu są optymalne w tym momencie spalania, czy moje wędlinki będą "trzymać normy", itp.
(13-02-2016, 13:43)maciek19660714 napisał(a): [ -> ]Artykuł prawdopodobnie sponsorowany przez producentów wędzarni z dymogeneratorem... Hihiii
Nie bierzmy bezkrytycznie za pewnik wszystkiego co wyczytamy w Internecie.
Tak tata1959, ale jak się doradza komuś nawet za darmo to trzeba zrobić tak aby się nie truł
Gro wędzonek jakie spotykam nie jest uwędzone dymem tylko temperaturą. Kupcie kiełbasę wiejską od tzw chłopa zawiniętą w papier - sadzę widać gołym okiem jak osadza się na papierze. To że ktoś jest nieświadomy zagrożenia - my sobie jedzmy te swoje wędzonki do woli - ale najczęściej dajemy je dzieciom, wnukom i mówimy jedzcie bo to zdrowsze od sklepowego - nie zawsze jest to prawda. I to nie jest popadanie w żadne skrajności - bierzesz wędzonkę patrzysz i widzisz, że osmolona jest.
Mirku - przecież ja namawiam do wsłuchiwania się w rady doświadczonych "zadymiaczy" tylko równocześnie apeluję o zachowanie umiaru i rozsądku żeby nie popadać w skrajności.
Nic jednak nie zastąpi własnego doświadczenia pod warunkiem, że nie popadamy w samouwielbienie i chcemy/potrafimy rozsądnie z rad korzystać.
Odnośnie tzw. chłopa to też nie mam dobrych doświadczeń ponieważ 1 raz w tygodniu przywozi taki swoje wyroby i np. kiełbasa mi bardzo sklepowe przypomina co bynajmniej komplementem nie jest. Skoro on systematycznie oferuje swoje wyroby to czy to jeszcze chłop czy już producent?
U nas mit tzw. chłopa jest w wielu przypadkach chwytem marketingowym i szkoda, że ludzie bezkrytycznie podchodzą do "chłopskich" wyrobów.
PS. Tak sobie myślę, że gdybym np. zastanawiał się nad fizyko-chemicznymi warunkami wędzenia w trakcie degustacji, to czy Twoje najlepsze na świecie polędwiczki (kutasiki) by mi tak smakowały jak smakują czy raczej rosły w gębie wskutek niepotrzebnych kombinacji myślowych. O tym właśnie m.in. piszę.
Witam.
Ale od czego zaczynamy dyskusję o truciu? Czy od parametrów utrzymywanych w czasie wędzenia, co chyba ma największy wpływ na ilość szkodliwych substancji zawartych w wędzonkach, czy może od rozwiązań konstrukcyjnych wędzarni? Ale przecież w najlepiej wykonanej wędzarni można wytworzyć takie warunki, że uzyskane wędzonki będą miały dużą zawartość substancji szkodliwych. A może w ogóle zacząć trzeba by od tego, że każde wędzenie wprowadza szkodliwe substancje do żywności i - tak jak to z ironią zaproponował Generał - olać wędzenie i przejść od razu do sparzenia wędlin? No fajnie, ale co z procesem peklowania? Sól kuchenna, azotany a zwłaszcza azotyny w procesie peklowania? No przecież to sama „chemia” i to ta w najgorszym wydaniu. Może trzeba by ją w takim razie wyeliminować i cieszyć się wędlinami bez „chemii”? Myślę, że wtedy bardziej ucieszyłyby się pałeczki jadu kiełbasianego i z tej radości mnożyłyby się w naszej kiełbasie jak króliki. No dobra, w takim razie w celu uniknięcia tego niebezpieczeństwa wyeliminujmy z naszej diety mięso – wszak ostatnio dużo się czyta o tym, że samo w sobie jest rakotwórcze - i zostańmy wegetarianami. I tak dalej i tak dalej, w zasadzie bez końca.
Szanowni dyskutanci, nie da się w dwudziestym pierwszym wieku wyrzucić z naszej diety szkodliwych – w mniejszym lub większym stopniu – substancji. Każdy proces przetwarzania żywności nieodłącznie związany jest dodatkiem „chemii”, ale tak jak pisze tata, nie dajmy się zwariować i nie bójmy się otwierając lodówkę, że wyskoczy z niej ciemna strona mocy w postaci konserwantów i innego rakotwórczego świństwa i będzie nas atakowała Błyskawicami Mocy.
Wracając do wędzenia - najważniejsze według mnie jest mieć świadomość co i w jaki sposób można spieprzyć w tej robocie i przy wyrobie wędlin tą świadomością się kierować. Jeżeli ktoś lubi wędzonki robione w wyższej temperaturze i świadomie takie właśnie robi, to jego sprawa, niech takie je. To samo dotyczy zawartości soli i innych przypraw.
Pisze Szlumf o przekraczaniu dopuszczalnych norm substancji szkodliwych. To ja się pytam, kto może szczerze powiedzieć: „tak znam i wiem że zawartość tego a tego świństwa powinna wynosić tyle a tyle i moich wędlinach kształtuje się na poziomie takim a takim”. Nawet jak wiesz ile powinno być, to i tak w domowych warunkach nie zmierzysz ile masz. Tata z kolei pisze, że chemia procesu wędzenia przysłoniłaby mu smak wędlin. No cóż, są tacy wariaci – i ja się do nich zaliczam – którym to nie przeszkadza. Mało tego, nie przeszkadza mi też wcale to, że innym ta wiedza jest niepotrzebna a jej brak nie ma najmniejszego wpływu na to czy wędliny im smakują czy nie - wszak jedzenie powinno być przyjemnością bezwarunkową. Natomiast odrobinę przeszkadza mi, gdy ktoś pisze o wędzeniu jak o truciu. Drażni mnie trochę gdy ktoś pisze, że w tym fachu nie ma miejsca na to co stanowi 30% urządzeń wędzarniczych w Polsce. Z kolei śmieszą mnie pouczające wypowiedzi utrzymane w protekcjonalnym tonie, ludzi którzy jak przyjdzie do konkretów nie chcą lub nie potrafią uzasadnić swojego stanowiska.
Pozdrawiam Jacek.
jacuś, mnie też wkurza, że jeden post wyprowadził Cię z równowagi i jedziesz po mnie jak po burej kobyle. Wrąbałeś kupę kasy i teraz za wszelką cenę pomimo sugestii osób które mają jakieś pojęcie o wędzeniu przekonujesz wszystkich, że masz rację - dobra miej rację. Ty na pewno zrobiłeś swoją wędzarnie zgodnie ze sztuką - już po palenisku i drzwiczkach widać. Wędzisz pewnie od 10 lat, masz doświadczenie i wiedzę bo oczytałeś się w Internecie, co chwilę publikujesz zdjęcia swoich wyrobów i jesteś expertem. Jak ktoś chce porady proszę o PW. Z mojej strony koniec dyskusji
No Koledzy nie ma się co denerwować. My tylko wymieniamy poglądy dot. "zadymiania" Moja pierwsza wędzarnia kanałowa kosztowała mnie wg. obecnej wartości pieniądza ponad 20 zł. Druga bezpośrednia 30 zł. (glinka ogniotrwała na przykrycie paleniska). Pozostałe materiały pochodziły z uzysku. Mój kolega (niestety już śp), u którego dokształcałem się w masarstwie i wędzarnictwie, był w swoim fachu "maestro" Stopień uwędzenia wyrobu oceniał po wyglądzie i dotyku. Też się tego nauczyłem, ale ułatwiam sobie i posługuję się dwoma termometrami. Po to je ludzie mądrzy wymyślili. Dla mnie nie ma znaczenia jaka ta wędzarnia jest. Najważniejsza rzecz to satysfakcja i przyjemność oraz świadomość, że sam zrobiłem wędzarnię, w której uwędziłem przez siebie zrobioną kiełbasę i że wyrób smakuje rodzince i przyjaciołom.
Pozdrawiam Janusz.
Piksiak, ło joj joj. Ty nie bądź jak Kargul w „Kochaj albo rzuć”, który mówi: co to za demokracja, gdzie każdy może mieć swoje zdanie? Ty się nie unoś, wszak forum jest dyskusyjne to sobie dyskutujemy. A cóż to byłaby za dyskusja gdyby dyskutanci się ze sobą zgadzali. Czy Twój post wyprowadził mnie z równowagi? No nie schlebiaj sobie, ja napisałem tylko że pewne rzeczy mi odrobinę przeszkadzają, niektóre mnie trochę drażnią, a niektóre śmieszą – tylko tyle.
Piszesz że nie słucham sugestii? Jakich sugestii? Z Twojej strony była tylko krytyka i nic poza tym. Że przekonuję za wszelką cenę? Nie przekonuję, tylko bronię swojego stanowiska i nie za wszelką cenę, tylko przy pomocy racjonalnych argumentów, których z Twojej strony brak. I zauważ jedno, wypowiadam się generalnie w kwestiach budowy wędzarni, bo ten temat przestudiowałem wnikliwie, zbudowałem wędzarnię i możesz w to wierzyć albo nie, naprawdę się sprawdza. A gdyby nawet okazało się, że jej obsługa niesie ze sobą jakieś problemy, to tak jak napisałem kilka postów wyżej - jest ona gotowa do przeróbki poprzez zamianę miejscami paleniska i „schowanka”. Wypowiadam się także w sprawach mających związek z chemią spalania, składem spalin i ich zachowaniem w różnych warunkach, bo w tej branży pracuję i trochę się na tym znam. Czego natomiast nie robię? Nie wypowiadam się w zakresie samego procesu wędzenia: czasów, temperatur, rodzaju drewna oraz wpływu tego wszystkiego na końcową jakość wędzonek. W tej materii nie mam jeszcze doświadczenia i jak sam na początku tego wątku wspomniałem – tutaj jestem „czeladnikiem” zaledwie. W związku z tym Twoja kąśliwa uwaga o dziesięciu latach doświadczenia minęła mnie o tyle samo lat świetlnych.
A że drzwiczki za małe? Zgadza się, już na etapie montażu to wiedziałem ale nie miałem innych i dałem to co miałem – to w końcu tylko kwestia wygody, jak mnie wkurzą to je wymienię. Ale jakie masz zastrzeżenia do paleniska? Nie wiem i przypuszczam że się nie dowiem, bo Ty się wolisz się obrazić, zabrać swoje zabawki i iść do innej piaskownicy. Ale żeby nie było niedomówień, takie zachowanie wcale mnie nie wkurza, ono mnie tylko śmieszy.
Pozdrawiam Jacek.
Jacuś - bez obrazy. Piszesz, że jesteś tutaj "czeladnikiem", a zachowujesz się tak jak "mistrz". Czy w tej dyskusji ostatnie zdanie musi należeć do Ciebie? Jako "czeladnik" (sam się tak określiłeś) to zadawaj pytania i oczekuj odpowiedzi. Gromadź wiedzę i wykorzystuj ją w praktyce, a niewątpliwie osiągniesz "mistrzostwo".
Pozdrawiam Janusz.
No masz ci los.
Jeszcze na tym forum nie spotkałem się z zarzutem wobec kogokolwiek, że zamiast zadawania pytań woli sam poszukać materiałów i doskonalić się we własnym zakresie. Przeciwnie dotychczas było to wręcz polecane przez forumowiczów. Zresztą sam możesz się o tym przekonać szukając ile postów z prośbą o poradę było zbywane stwierdzeniami typu: to już było, opcja szukaj nie boli i takie tam inne. Z jednej strony to prawda – wszak w sieci można znaleźć porady jak bombę atomową zrobić a nie tylko wędzarnię i boczek wędzony, ale z drugiej nie każdy jest zwolennikiem samokształcenia, a i pewnie po to by drzwi otwartych nie wyważać wymyślono fora internetowe.
Na tym forum jestem nie od dzisiaj ani nie od wczoraj i zawsze zwracałem uwagę na jedną podstawową rzecz. Mianowicie na to, żeby odpowiedzi na zadane pytania były rzeczowe i zgodne z faktycznym stanem wiedzy, a nie ze stanem wiedzy tego który odpowiada - bo często bywały to dwie różne sprawy . Ja osobiście staram się stosować do myśli Tuwima, którą przytoczyłem na początku tej dyskusji - co niestety nie jest na forach dyskusyjnych regułą - i wypowiadam się tam gdzie coś wiem i wiem o tym że wiem (to znowu Tuwim), a tam gdzie wiem że nie wiem to milczę.
JanuszJ49 napisał(a):...Czy w tej dyskusji ostatnie zdanie musi należeć do Ciebie?...
W
tej oczywiście że tak, w końcu to mój wątek
.
Pozdrawiam Jacek.
Całkowicie się z Tobą Jacuś zgadzam. Twój wątek i słuszność po Twojej stronie (coś mi to przypomina).
Pozdrawiam Janusz.
No widzisz drogi Januszu, znowu wracamy do punktu wyjścia i to nie z mojej inicjatywy. Ale mam propozycję - jak masz zastrzeżenia do merytorycznej zawartości moich postów i chcesz z nią polemizować, to wal pan śmiało w tym miejscu. Natomiast z imponderabiliami zapraszam do Hyde Parku.
Pozdrawiam Jacek.