Po 3 tygodniach od ostatniego wpisu wszystko wskazuje na to, że popełniłem błąd. I tym właśnie mogę się teraz podzielić.
Po pierwsze, proporcje nastawu:
3 kg surowca trzymałem niecałe 6 tygodni w syropie 15l wody/ 4kg cukru. Z tego doświadczenia wynika, że w takim czasie, mimo intensywnego mieszania rano i wieczorem, taka ilość surowca nie nasyci części płynnej. Zmyliła mnie niestety ciemna ładna barwa, która wynikała z większego gąsiora. Pomyślałem, że to już, że się winko uspokaja, że jest ładne herbaciane. A rezultat porównawczy zobaczcie sobie na fotce - środkowy kieliszek jest z tegorocznego nastawu, bez dodatków.
Lewy kieliszek jest z nastawu 2016, zrobionego wg proporcji 2200g surowca, 2,5kg cukru, 7l wody. Oczywiście na kolor może mieć też wpływ czas. Ale nie sądzę, że aż taki. Wszystkie zdjęcia tym samym aparatem w tym samym miejscu tą samą techniką

O prawym kieliszku napiszę później.
Na przyszłość mogę jeszcze przetestować dłuższy okres trzymania róży w nastawie.
Druga lekcja - kolor kolorem, ale jak tam smak?
Po oddzieleniu owocu metodą pieluchową, stosunkowo spokojny nastaw ruszył z kopyta i w pewnym momencie zaczął dawać niepokojące nuty. 1,5g piro nie zadziałało, tydzień później uderzyłem zatem z grubszej rury, dając 4g (2,7g/ 10l). Przyznam, że reakcja była bardzo ciekawa, bo poszła po nastawie taka fala w dół, naprzeciw unoszącym się bąbelkom. Taki mały armagedon. To zatrzymało fermentację i spowodowało wytrącenie osadu. Wino w gąsiorze znowu zaczęło wyglądać herbacianie.
Jednak na razie niezbyt to się daje pić. Poza aromatem DR, jednak siarka jest (po 2 tygodniach), zarówno w zapachu jak i smaku. Nuty różane są niestety zbyt słabe, słodkość też niewystarczająco silna (może kiedyś kupię ten cukromierz żeby podać konkret, ale na razie tylko piszę "od serca").
Co dalej?
Ściągnąłem dwa kielonki i zacząłem eksperymentować. Dużo przelewania na powietrzu ograniczyło siarę (ale to jeszcze daleeka droga), do jednego kieliszka dodałem cukru, do drugiego miód gryczany. I to drugie wyszło zadziwiająco ciekawie. Właśnie ono widnieje na prawej fotce. Jak widać, "uszlachetniło" to trochę trunek, choć tak pięknego bursztynu już w tym wydaniu raczej nie zobaczymy. Następne zatem kroki: Poczekam jeszcze trochę, nie spieszy mi się. Potem ściągnę znad osadu i dodam miodu.
Aż się chce to wszystko zacząć jeszcze raz, od nowa. Widziałem dużo surowca na polach Warmii, całkiem niedawno... ale nie było kiedy zrywać. Mam nadzieję komuś się moja lekcja przyda.