Czołem!
Postanowiłem się odezwać bo prawdopodobnie będę miał ciekawe pytania a czasem spostrzeżenia

W winiarstwo zaczłąem się bawić tej jesieni po przeprowadzce do domu na wsi - wcześniej w wielkomiejskim kurniku 50m2 nie byo szans, nie mieściliśmy się z butami a gdzie tu dopiero gąsiory. W pewnym sensie jestem jednak doświadczony a przynajmniej "predestynowany" bo od lat jestem zaprawionym "galennikiem" tj. wytwórcą świetnych preparatów galenowych (leków ziolowych) na własny i rodziny/przyjaciół użytek. A galeny to nie tylko zastąpienie calej apteki w grypach, gorączkach, kaszlach i katarach (na te pospolite przypadłości stosuję ze znakomitym powodzeniem syropy i nalewki/alkoholatury z: lukrecji, trzmieliny, kwiatu lipy, prawoślazu, wierzby, kopytnika, żywokostu, zawilca, arcydzięgla) ale także szansa na wyleczenie bardzo poważnych chorób i zapaści zdrowotnych (a już z całą pewnością w fazie przewlekłej) - co też mi się udało w przypadku mojej żony (niezwykle ciężki i powikłany przypadek AZS - od miesięcy ma się bardzo dobrze, jest całkowicie zdrowa i zawsze mogę jej wypomnieć, że to tylko dzięki mojej dociekliwości i inteligencji, naukowemu zacięciu i byciu od małego dziadem leśnym

Po wyleczeniu żony trochę mi brakowało tych kombinacji, tego szukania roślin, tego doglądania, cedzenia i klarowania wyciągów - no i poszedłem w winiarstwo... na początek nastawiłem pięciolitrowy baniak PET brzeczki z owoców głogu do której dolałem, w ramach dosłodzenia, buteleczkę syropu z trzmieliny własnej roboty (nasz przysmak od lat, właściwości trujące trzmieliny są mocno przesadzone

Po odciśnięciu miazgi dosypałem cukru a jak się wybulkał, to zlałem mlode wino do szklanego balonu 5L i zaprawiłem własnej roboty syropem z owocu bzu czarnego. Już w tym momencie miało świetny smak i moc i wyglądało na gotowe ale znów zaczęło "bulkać" co mnie o tyle zaskoczylo, że użyłem "turbodrożdży" Fruit Ferm (czy jakoś tak) - a tu bulka przez 2 tygodnie i chce jeszcze... No i tak sobie bulka do dziś.
Jednocześnie nastawiłem balon szklany 10L wina z dzikiej róży (niecałe 3 kg owoców zagotowałem i zgniotłem palcami, wrzuciłem do balonu, zalałem, zaszczepiłem itd. - fermentacja przebiega burzliwie od 2 dni a zapach z rurki fermentacyjnej jest fantastyczny

Już się boję co to będzie przy wydobywaniu tej sieczki z butli... jednak na takie okazje trzeba mieć baniak - można skombinować coś z jakiegoś wielkiego słoja z nawierconą pokrywką (a w dziurkę rurka) bo pojemniki typu 35L mnie nie interesują - zdecydowanie nastawiam się na dzikie owoce polskich łąk i lasów, to jest już ten wątek zielarski który chcę podtrzymać i rozwijać. No i uzbieranie takich owocków w tych ilościach, żeby zapełnić wiadro 35L to nie dla mnie - będę robił mniejsze, parolitrowe nastawy. Na początek najbardziej mnie interesują 4 krzaki/drzewka spotykane nad każdym byle rowem: dzika róża, bez czarny, trzmielina i czeremcha - pijałem już takie wina i byłem zadziwiony ich wspaniałością, wiedzialem że kiedyś będę je sam robił. Potem zobaczymy - na pewno można sięgnąć po porzeczkę, jarzębinę (al z tego co wiem raczej fermentacja w wyciągu z sokownika - bez pestek), aronię (znam pewną zdziczałą plantację).
Zaciekawiła mnie również możliwość nastawienia wina "marynatowego" na sku z cebuli. Pomyślałem, że może poddam fermentacji sok z buraka cukrowego z sokiem z cebuli (oczywiście zakwaszony)? Jak dobrze pójdzie to może się obyć bez dosypywania cukru

Pozostaje jeszcze temat przechowywania gotowych, zabutelkowanych win. Piwnicy nie mam, ale może uda się dogadać z sąsiadem? Albo trzeba będzie zainwestować w lodówkę do wina...
Co do dziwnych źródeł cukru do fermentacji to przypomina mi się korzeń barszczu zwyczajnego, z którego wino wyrabiano (ą takie wzmianki) - musialy to byc takie aby-aby sikacze bo sam korzeń zawiera ok. 10% cukru (do 17% chyba) -no chyba że zagęszczano odwar z tych korzeni albo coś... Gdzieś też widziałem wzmiankę, że wyrabia się z tego korzenia wino na Kamczatce

PS Łowię też ryby - największy szczupak 110 cm, ukochana woda: rzeka Płonia.