Opierając się na tym samym przepisie z Browamatora, oraz na błędach (w moim mniemaniu) teologa, spróbowałem i ja z kokosowym...
Ilość nastawu - eksperymentalnie 1,2l. Składniki:
- 100g wiórków kokosowych,
- 100g ryżu,
- cukier według uznania (sam dałem ok. 300g),
- 30g rodzynek zamiast daktyli z orginalnego przepisu.
- sok z połowy cytryny
Najpierw w odpowiedniej ilości wody gotowałem ryż, aż do miękkości. Następnie wodą z odcedzonego ryżu zalełem wiórki, dodałem cukier, sok z cytryny i znowu gotowałem przez jakieś 10-15min. Po odcedzeniu części stałych, moszcz odczekał 1,5 doby w garnku, po czym został ściągnięty spod warstwy tłuszczu.
Tak uzyskana ciecz (ważne, że właśnie w tym momencie zostało jej 1,2l) trafiła do naczynie fermentacyjnego, wraz z rodzynkami, pożywką i uwodnioną AnKą C.
Przyznam, że start był dość oporny. Na szczęsie po 2 dniach wszystko ładnie zaczęło bulgotać i wkrótce na powierzchni pojawiła się nowa, ale już duzo cieńsza warstewka tłuszczu.
Przedwczoraj, tj. po 2 tygodniach ponownie sciągnąłem ciecz spod warstewki tłuszczu i rodzynek odrzucając powyższe(należy pamiętać o zassaniu całego osadu z dna - drożdże!!!).
Na dzień dzisiejszy pracujące ciągle wino, bo powoli chyba moge zacząć to tak nazywać, przedstawia sie całkiem zachęcająco. Prawie biała, mętna ciecz, o wyraźnym zapachu kokosa. Po dokonanej próbie organoleptycznej stwierdzam, że cukru już wiele nie zostało, mocno czuś smak kokosa, a co najważniejsze nie ma śladu tłuszczu

Następną relację zdam po kompletnym zkończeniu fermentacji.
Dodam, że części stałe pozostałe po gotowaniu moszczu (czyli ryż z słodkim kokosem) doskonale smkują w formie zupy mlecznej.