Forum Domowych Winiarzy

Pełna wersja: Rzeka, jezioro - wędkarze mają głos.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8
Bardzo pomysłowy patent :)
Okonie które są na filmie mają tak upierdliwą łuskę do ściągania że oskrobanie ich to prawdziwa męczarnia. A tu szybko, łatwo i przyjemnie :)
Zwłaszcza, jeśli ma się całą wannę do obróbki :)
A mi się taka ryba trafiła ;)
Już nie pamiętam kiedy ostatnio taką 'rybkę' widziałem
Tylko pogratulować czystej wody w okolicy
(01-09-2016, 07:02)alskarus napisał(a): [ -> ]Nie tylko Polak potrafi :)
https://www.facebook.com/sovauma/videos/...104314190/

Dla prawdziwych wędkarzy nie dziadów w gumofilcach siedzących na wiaderku takie zachowanie to padaka... to tak jakby do beczki z 20 letnim winem wlać 10 litrów spirolu....
W Polsce przez zachowanie i nastawienie właśnie takich dziadów w walonkach w rzekach i jeziorach najczęściej jest tylko woda i to wątpliwej jakości, prawdziwi wędkarze 90% swoich złowionych ryb wypuszczają. W odróżnieniu od myśliwych wędkarze mają prawo wyboru, po złowieniu ryby, nie muszą jej zabijać i zjadać. Szkoda mi czasu na takich typów, najczęściej nad wodą dostają z liścia i zbierają majdan w popłochu, czasami gubiąc gumofilce....
(04-09-2016, 19:04)Torq napisał(a): [ -> ]Szkoda mi czasu na takich typów, najczęściej nad wodą dostają z liścia i zbierają majdan w popłochu, czasami gubiąc gumofilce....

Właśnie Ci słoma wyszła, z gumofilca oczywiście i to całkiem sporo jej.
Torq, dlaczego tak uważasz?
Na jakość wody wpływa wiele czynników. W dużej mierze nawozy z pól(nie wszędzie oczywiście), przemysł i miasta.
Co do wypuszczania ryb. Są idioci, którzy każdą rybę zabiorą. Najgorsze jest to, że wiele osób łowi ryby podczas tarła. A potem jest narzekanie, że PZW nie zarybia jezior.
Sposób ze skrobaniem mi się podoba. Chwila z jednej, chwila z drugiej i koniec :). Muszę chrzestnemu pokazać. Może coś takiego zrobi? Skrobanie ryb nie jest zbyt przyjemne. Zwłaszcza jak ma się ich dużo.
Wino 20 lat i 10 litrów spirytusu? Co kto lubi ;).

Tak swoją drogą, to lubi ktoś łowić wyczynówką?
(05-09-2016, 13:13)TEQUILA napisał(a): [ -> ]
(04-09-2016, 19:04)Torq napisał(a): [ -> ]Szkoda mi czasu na takich typów, najczęściej nad wodą dostają z liścia i zbierają majdan w popłochu, czasami gubiąc gumofilce....

Właśnie Ci słoma wyszła, z gumofilca oczywiście i to całkiem sporo jej.

Tequila ::) małeś podobną sytuację nad Sanem czy jak? ::) opisałem fakty które codziennie dzieją się nad wodami w całej Polsce, tysiące Ślązaków i nie tylko ze swoimi żonami mieszkającymi nad wodą w namiotach, mielących w maszynkach wszystko co się złowi i do octu, to norma. Parę lat spędziłem nad różnymi wodami i widziałem wiele, mogę zatem napisać coś czego sam doświadczyłem i widziałem na własne oczy. A że niektórym siadło na wątrobę.... miało ::) odpisując Grzechowi, pisząc o wodach miałem na myśli puste wody, puste z powodu ludzi którzy rzeki i jeziora traktują jak lodówkę, niestety jak się do lodówki nie wsadzi to się nie wyjmie.
(04-09-2016, 19:04)Torq napisał(a): [ -> ]...najczęściej nad wodą dostają z liścia i zbierają majdan w popłochu, czasami gubiąc gumofilce....
Co masz na myśli pisząc, że dostają z liścia?
W regulaminie masz określone ile ryb, jakich gatunków i w którym czasie możesz zabrać do domu. Jeśli widzisz że ktoś łamie ten regulamin zgłoś na policję lub PSR. Też niejednokrotnie widziałem sytuacje gdzie obowiązującą zasadą było "co na haku to w plecaku", tez mnie to wkurza ale nie wyobrażam sobie aby oklepać jakiegoś dziadka który w sklepie nie kupi bo go nie stać a dzięki tym złowionym rybom może nie będzie chodził głodny.

(05-09-2016, 19:44)Torq napisał(a): [ -> ]..... pisząc o wodach miałem na myśli puste wody, puste z powodu ludzi którzy rzeki i jeziora traktują jak lodówkę, niestety jak się do lodówki nie wsadzi to się nie wyjmie.

Tu tkwi sedno sprawy. Jak się nie wsadzi do wody to się nie wyciągnie. Płacimy składni i powinno z tego wystarczyć na zarybienia. Niestety nawet jak coś zarybią to w niewłaściwy sposób i niewłaściwymi gatunkami.
A jak myślisz Krzysztofie? Każdy kto spotkał nad naszymi wodami podpitych, bynajmniej nie klarowanym winem, i agresywnych kolesi którzy przyjezdnym przebujają opony, niszczą samochody wie o czym piszę. Dbasz o dane wody, uczestniczysz w zarybieniach, w ochronie tych wód wspólnie z Policją i PSR, działasz społecznie a w wolnym czasie spotykasz Ryśka i Staszka którzy w siatce mają 10 cm pstrągi, dymią do Ciebie i chcą Cię pobić bo im zwróciłeś uwagę że robią źle!!!! Więc sobie odpowiedz co w takich sytuacjach trzeba czasami zrobić, zaznaczyłem czasami. PS  mojemu koledze kilku młodych żuli połamało szczękę, zniszczyli samochód, nie pisałem o starszych biednych ludziach tylko o grupkach młodych kłusoli którym nie rękę jest gdy nad wodą pojawiają się normalni.... wędkarze którzy szanują swoją pasję
Hm...wędkuję już ponad 30 lat. Ale jakoś nigdy nie musiałem nikogo bić i też nikt mnie bić nie chciał. Fak jest faktem, że "kłusoli" i pseudowędkarzy widywałem bez liku ale jakoś nie miałem problemów. Jak widywałem ludzi kłusujących z chęci zysku to dzwoniłem po prostu na Policję.
Może po prostu mniej mów a więcej rób:) Dyskusja z pijanymi nie ma najmniejszego sensu...chyba, że się chce "dać im z liścia".
To się pilnujcie trochę. U mnie na Roztoczu co drugi wędkarz na pstrągach ma blachę i po problemie, kontrole raz na tydzień w tym roku miałem.
W kitranie leszczy czy innego rybiego pospólstwa ponad limit to uwierze, bo łatwo i szybko, ale że gówniażeria postawiła sobie za zadanie żmudne odławianie niewymiarowych pstrągów, to już nie.
Przebijanie opon przez miejscowych? Mieszkałem nad Bugiem, gdzie polowa ludności to Upaińcy z przesiedleń jeszcze a takich sytuacji nie było - pozostaje mi tylko współczuć tej zachodniej Polsce, skoro jest tak jak piszesz.... Jak dobrze w Polsce B żyć.
(05-09-2016, 20:01)Torq napisał(a): [ -> ].... nie pisałem o starszych biednych ludziach tylko o grupkach młodych kłusoli którym nie rękę jest gdy nad wodą pojawiają się normalni.... wędkarze którzy szanują swoją pasję

No mi to raczej nie wygląda na grupki młodych kłusoli.....

(04-09-2016, 19:04)Torq napisał(a): [ -> ]....... nie dziadów w gumofilcach siedzących na wiaderku........
.........W Polsce przez zachowanie i nastawienie właśnie takich dziadów w walonkach.
Wędkuję od 5 roku życia, nie jedno widziałem. Koła przebite i to wszystkie 4, ale nie przez kłusoli tylko właściciela łąki przez którą jezdziliśmy,
Kłusowników z siatą bardzo rzadko, jeszcze kilka lat temu szło spotkać na wiśle dziadzia z taką dużą podrywką, ale to nie kłusownik, to tubylec który przyszedł po rybkę na obiad. Młodym się już nie chce, teraz prawie każdy za granica.
Prawdziwych kłusoli spotkałem wśród wędkarzy. Taki przykład żwirowni w mojej okolicy:
- zarybienie roczne tej wody to + - 1000kg rocznie. Nad wodą stacjonuje od marca do póznego listopada 5 emerytów w kampingach, koło swoich przyczep mają nawet uprawy ( pomidory, ogórki, słoneczniki) do tego ponton, miejsce non stop nęcone. Ze złapaniem dziennego limitu nie ma dla nich problemu, ryba idzie do handlu, jest non stop wywożona. Teraz łatwo przeliczyć, 8 miesięcy x 30 dni = 240 x 3 ryby na dobę = 720 x 5 gości to daje 3600 szt x średnio 1,5 kg = ponad 5 ton na pięciu w majestacie prawa. Już różne służby do nich uderzały goście zawsze mają 1-3 szt w siatce i nie można im nic zrobić. do tego po zarybieniu non stop słychać że ten lub tamten kupił kroczki od kampingowca.
Woda już jest tak przetrzebiona, i do tego ich miejsca non stop nęcone kukurydzą, że te ryby co zostały dla innych są nie osiągalne.
Ale dość biadolenia, w sobotę z kolegą na Wiśle złowiliśmy ładną rybkę, z pontonu na troling. Rybka zwie się Sum, oczywiście pływa dalej, miara pokazała raptem 2,2m, szacunkowa waga 60-70kg. Wolną chwilą wrzucę jakieś foto.
(05-09-2016, 22:35)AMELIE napisał(a): [ -> ]Wędkuję od 5 roku życia,  nie jedno  widziałem. Koła przebite i to wszystkie 4, ale nie przez kłusoli tylko właściciela łąki przez którą jezdziliśmy,
Kłusowników z siatą bardzo rzadko, jeszcze kilka lat temu szło spotkać na wiśle dziadzia z taką dużą podrywką, ale to nie kłusownik, to tubylec który przyszedł po rybkę na obiad. Młodym się już nie chce, teraz prawie każdy za granica.
Prawdziwych kłusoli spotkałem wśród wędkarzy.  Taki przykład żwirowni w mojej okolicy:
- zarybienie roczne tej wody to + - 1000kg rocznie. Nad wodą stacjonuje od marca do póznego listopada 5 emerytów w kampingach, koło swoich przyczep mają nawet uprawy ( pomidory, ogórki, słoneczniki) do tego ponton, miejsce non stop nęcone. Ze złapaniem dziennego limitu nie ma dla nich problemu, ryba idzie do handlu, jest non stop wywożona. Teraz łatwo przeliczyć, 8 miesięcy x 30 dni = 240 x 3 ryby na dobę = 720 x 5 gości to daje 3600 szt x średnio 1,5 kg = ponad 5 ton na pięciu w majestacie prawa. Już różne służby do nich uderzały goście zawsze mają 1-3 szt w siatce i nie można im nic zrobić. do tego po zarybieniu non stop słychać że ten lub tamten kupił kroczki od kampingowca.
Woda już jest tak przetrzebiona, i do tego ich miejsca non stop nęcone kukurydzą, że te ryby co zostały dla innych są nie osiągalne.
Ale dość biadolenia, w sobotę z kolegą na Wiśle złowiliśmy ładną rybkę, z pontonu na troling. Rybka zwie się Sum, oczywiście pływa dalej, miara pokazała raptem 2,2m, szacunkowa waga 60-70kg. Wolną chwilą wrzucę jakieś foto.

Na takich kolesi żadne służby nie wpłyną aby przeszli na jasną stronę mocy, tylko liść ::) odjadą do swoich krystyn, genowef i barbar w popłochu ;;) w
świecie orangutanów nie można stosować prawa z Harvardu
Z przykrością muszę stwierdzić iż stosowane przez Ciebie "metody wychowawcze" daleko odbiegają od standardów przyjętych w cywilizowanych społeczeństwach. Stosując w/w metody stawiasz się na równi z rzeczonymi przez Ciebie "orangutanami".
(21-07-2016, 08:40)Zibi napisał(a): [ -> ]Kto by się takiego spodziewał w małej rzeczce i łowił na super mocny zestaw?

Pewien wędkarz wrocławski, swoją drogą wybitny perkusista :) złowił 2 lata temu w kwietniu suma ok. 20 kg w małej rzece jako przyłów do jazi. Widziałem fotki, oczywiście rybę wypuścił. Więc jednak się zdarza - choć sam łowca stwierdził, że sum był jakiś dziwny czy "skołowany" skoro dał się wyjąć na żyłeczce 0,20 mm. Po prostu ten wyczyn to kompletny ewenement - nawet biorąc pod uwagę że sum był skołowany i że z rozlewiska (trochę to ułatwia, jest jakiekolwiek miejsce na "przeciąganki").

Pomyśleć, że mój sum z rzeczki P. mógł być podobny - w żaki złowiono tam kiedyś nawet większe, pod 50-60 kg a w bardzo zamierzchłych czasach dwa pod 80 kg każdy znaleziono zamarznięte po ustąpieniu wielkiej wody (czyli uwięzły w pułapce zdarzającej się na tej rzeczce raz na 50 lat jak nie lepiej - relacja mieszkańca wsi znad tej rzeki). Rzeczka P. jest o tyle szczególna, że będąc rzeką małą ma te swoje dziury i podmycia do 4 m głębokości (relacje nurków) - oraz że płynie przez wielkie jeziora. To właśnie dlatego w dawnych czasach trafiały się w niej nawet sieje - mój wujek był świadkiem, miejscowy złowił w rzeczce na ciasto sieję ok. 2 kg i twierdził, że "się zdarza". Taka to była rzeka cudów :)
Swoją drogą jest też taka ryba jak brzana i spotkanie z nią nieprzygotowanego na to wędkarza w małej rzece nizinnej kończy się tak samo jak spotkanie z sumem - ryba robi ze sprzętu "gulasz". Zdarza się choćby w dopływach Drawy, znam z opowiadań :)
Spotkanie w małej rzeczce z dużym boleniem też musi być sporym przeżyciem a nie jest to już aż taki ewenement - ujściowe odcinki niewielkich rzek często są nieźle zasiedlone przez rapy, w tym i takie po 70 cm - sam widywałem.
Wszystko zależy od tego w jakim miejscu się łowi. Czy masz możliwość iść za rybą czy jesteś ograniczony ruchowo przez drzewa lub krzaki. W małej rzece ryba czasami nie ma gdzie uciekać a w dużej może zrobić odjazd na kilkadziesiąt metrów.
Pamiętam jak raz łowiąc na spinning na woblera podhaczyłem brzanę za płetwę grzbietową. W miejscu gdzie miałem pole manewru ograniczone krzakami ponad 4 metrowymi, nie dało się nigdzie podejść tylko to jedno miejsce gdzie stałem i tam trzeba było podholować rybę. pod tym brzegiem szedł główny nurt i wodą płynęła dosyć szybko. Przez około 15 minut to nawet nie zobaczyłem brzany, cały czas trzymała się dna i robiła odskoki po parę metrów. Jak zobaczyłem w końcu co to za ryba i w jaki sposób jest zapięta to od razu wiedziałem że nie wyciągnę jej. Dopóki miała siły to walczyła i mogłem podciągnąć ją prawie pod nogi, jak osłabła to wyglądało to tak bym chciał podciągnąć pod silny prąd kawał konara zaczepiony w połowie. Żaden sprzęt by tego nie wytrzymał. Brzana miała około 2 kilo i ze 60 cm długości. Jedyne wyjście to złapać za żyłkę i pozwolić jej pęknąć pod ciężarem ryby i siły nurtu. Myślałem że kotwiczka się wyrwie z płetwy ale niestety żyłka ( 0.18 mm ) pękła wcześniej i ryba odpłynęła z woblerkiem.
A brzany ponad 2 kilowe z silnego nurtu w rynnie rzecznej wyciągałem łowiąc na przepływankę z przyponem 0.10 ale miałem pole manewru i mogłem podejść za rybą w inne miejsce.
Jak można pobiegać za rybą to idzie wyjąć i amura 4 km zaciętego na wędce typu "bat" z gumą (przypadek zapamiętany z dzieciństwa - wujek opowiadał mi zawody na jeziorze w Szczecinie). W zakrzaczonej rzeczce, Panie, kaplica - potrzeba trochę cudu jak już się cud zdarzy i weźmie ten, powiedzmy, sum lub duży boleń na lekki zestaw :)
(14-09-2016, 14:09)kaminskainen napisał(a): [ -> ]Jak można pobiegać za rybą to idzie wyjąć i amura 4 km zaciętego na wędce typu "bat" z gumą (przypadek zapamiętany z dzieciństwa - wujek opowiadał mi zawody na jeziorze w Szczecinie).

No ale amury tego chyba nie wiedzą :)
mają to do siebie że idą do brzegu jak cielak na sznurku, ale jak już ten brzeg zobaczą lub poczują do dają takiego susa że odjazd na 50 i więcej metrów nie jest rzadkością i żadna guma , nawet taka z majtek tego nie wytrzyma :)
Na bacie z gumą to się można z duża rybą posiłować pod warunkiem że ryba będzie się trzymała nie dalej od wędkarza niż ten bat+żyłka+długość rozciągniętej gumy ma metrów.
Głowy nie daję, opowiadano mi jak byłem mały - możliwe, że ktoś miał dużo szczęścia i CHYBA nie było to podczas zawodów... Podczas zawodów ktoś właśnie amura NIE WYJĄŁ :)
Także takie to są historie. Ale sieja autentyk. Wyobraź sobie sytuację - idziesz połowić płotki na ciasto w rzece typu 5-15 metrów szerokości i łowisz sieję 2 kg. Jesteś pewien, że to bardzo ale to bardzo dziwny sen - ale obudzić się nie możesz :)

PS Krążyły też dziwaczne opowieści o ładnych lipieniach łowionych na pewnym "przemysłowym" z wyglądu odcinku tej rzeki, całkowicie nielipieniowym (pomijam fakt, że lipienia tam nie było nigdy choć źródła XIX-wieczne wspominają o pstrągu). Z kuzynem doszliśmy do wniosku, że jeśli jest w tym podaniu ziarno prawdy to może właśnie chodziło o okresowo wędrującą sieję - może kilka osób złowiło takie ryby i poszła plotka niewiarygodna...
Niestety ta rzeka jest moją obsesją i mogę tak ciągnąć i ciągnąć. Ale przyznacie, że wypisuję tutaj niebywałe rzeczy i niespotykane, prawda? I niczego nie zmyślam! Rzeczka jest na Pomorzu Zachodnim i dziś oczywicie daleko jej do eldorado...
Zdradź nazwę rzeki. Zawsze można się wybrać i połowić.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8