Nastaw był na 5 litrów, bo jak ugryzłam to też nie wierzyłam, że z tego cosik wyjdzie. Urwałam 1,7 kg głogu i tyle poszło.
Jak tak lukam w kajecik, to widzę, że nie przykładałam sie do tego wina, oj nie.
Rozgnieciony w kubełku jak leci, zalany ciepłą wodą fermentował w nim z pektopolem 5 dni (blg początkowy 16 bez poprawek) na maladze zamojskich.
Odciśnięty w poszewce fermentował potem dość powoli, ponad dwa miesiące.
Musiałam gdzieś popełnić błąd, co przy moim roztargnieniu całkiem prawdopodobne, może za mało kwasku, sypanego na kiepskowidzące oko? Z pewnością cukier dodawałam dość beztrosko. W każdym razie stanął na 8 blg - ale - wcale nie wydaje się tak upiornie słodki, jak można by przypuszczać, ma w sobie jakąś delikatną goryczkę, która bardzo fajnie harmonizuje smak. Po 3 obciągu głóg był już całkiem klarowny i bez osadu. Zeżarł 2 kg cukru w ratach, pobieżne obliczenia kalkulatorem Witoldu dają około 16%.
Kolor.... w balonie jasnoczewony, w kieliszku blady. Odrobina czb załatwia sprawę i mam wino czerwone. Jakie jest z definicji - nie wiem. Jednakowoż jest zdecydowanie inne kolorystycznie niż dr.
W tym roku mrozi się już 5 kg głogu, mam zamiar dozbierać jeszcze 3 i zrobić 22 litry. Ponieważ dorobiłam się fermentatora (który dr zwolni w przyszłym tygodniu) potrzymam owoce w nastawie dłużej. Dam też pożywkę kompleksową, a nie zwyczajny fosforan amonu. No i ten sezon zaczęłam na Ance - metodą wino pracujące do nastawianego - więc i głóg na niej pójdzie.
Jakieś sugestie ile tego cholernego kwasku?

Tym razem zamierzam się przyłożyć, słowo skauta...
