Forum Domowych Winiarzy

Pełna wersja: Czy musimy dawać drożdże szlachetne?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
Mam pytanie- wino robie drugi rok z porzeczek czarnych- w tamtym roku zrobilem jak kiedys moj ojciec- 50 litrowa butla- 15 kg owoców- 14 cukru- około 25-30 ltr wody. Bez drozdży- chodzilo 12 tygodni- dopiero wtedy złalem pierwszy raz . Wyszło swietne wino 14 % alkoholu - pólsłodkie takie jakie lubie. W tym roku zrobilem podobnie- tydzien temy - chodzi pieknie - fermentuje . I wtedy zagladnałem na Wasze forum jak poczytalem co i jak to mi nogi scierpły- przeciez wszystko robie niezgodnie z Waszymi recepturami. Prosze mi wytłumaczyc jak to jest - mój ojciec kilkadziesiąt lat robil wino według powyższego przepisu- Ja w tamtym roku podobnie uzyskalem super wino- a wszystko jest trobione wbrew zasadom. Czy mam cos zmienaic - bo juz nie wiem.
moj dziadek, moj ojciec robia (tez przewaznie z porzeczek a od paru lat z aroni jeszcze) po staremu - na dzikich.. bo.. kto tam dawniej wiedzial coskolwiek o drozdzach szlachetnych..

ja robie klasycznie.. choc czasem cos tam po staremu tez wskoczy jak nie mam czasu na fermentacje w miazdze liczenie podpatrywania mierzenie itp itd..

moim zdaniem robienie po staremu wcale nie jest gorsze dla pewnych rodzajow win.. ale ja nie znajac dobrze owocow chyba teraz nie ryzykowalabym przedkladania dziadkowej metody nad klasyczna.. nie znajac owocow w sensie: dokladnej odmiany, jak i gdzie uprawiana, przez kogo etc.

rodzinka robi po staremu ale ze swoich owocow.. wiec wszystko jest dopicowane :fajka:
Witam,

przez parę lat robiłem winko po "staremu". Wychodziło raz lepsze raz gorsze. W tym roku jednak postanowiłem podejść profesjonalnie do tematu. Jestem ciekaw jak wyjdą mi moje winka.
Witam

Zaciekawiła mnie informacja kolegi andczar'a. Skąd wiesz że moc wina wyszła 14%? Jak na dzikie drożdże to bardzo dużo. Czy mozna na smak odróżnić procentowość wina 11% od 14% z dobrym prawdopodobieństwem? Nie mam co prawda doswiadczeniu w fermentacji na dzikich drożdżach - zawsze używałem szlachetnych.
Oprócz mocy wina ważne są estry które powstaja podczas fermentacji na szlachetnych. Zdolność klarowania, szybkość fermentacji i odporność drożdży szlachetnych na odpowiednie dawki pirosiarczynu który zapobiega rozwojowi obcej mikroflory. Wszystko to daje dość pewne, powtarzalne wyniki. Koszt drożdzy pomijalny (cena przejazdu środkiem komunikacji miejskiej).
Porzeczki rzeczywiście mają tę przewagę nad innymi owocami że wina samoczynnie i łatwo się klarują nawet na drożdżach dzikich.
Powtarzają się w tym wątku informacje od innych użytkowników że na "dzikusach" wyszło im mocne wino. Jakos jest to dla mnie mało przekonujące ale może może?

Pozdrawiam wszystkich
Krzysztof
Ja podobnie jak tasmol do tej pory robiłem na dzikusach ( wino wychodziło jak wychodziło raz lepiej raz gorzej) w tym roku robie wino z winogron wg zasad z forum i jestem bardzo ciekawy jak wypadnie porównanie. Po dodaniu wczoraj ostatniej partii syropu cukrowego spróbowałem mojego nowego nastawu i jestem bardzo mile zaskoczony in plus smakiem ( wino ma zaledwie 8 dni w balonie + 8 dni fermentacji w miazdze). Nasuwa mi się też spostrzeżenie ( oczywiście odnośnie dotychczasowego sposobu robienia przez mnie wina) że nie tylko kwestia drożdży ma znaczenie ale również nie należy pomijać kwestii ilości dodawanej wody i cukru.
Witam.
Jako osoba która do tej pory korzystała z pracy "dzikusów" również się włączę w dyskusję.
Po pierwsze mam nadzieję, iż nigdy nie zgodzę się z twierdzeniem jakoby którakolwiek z metod produkcji wina była lepsza od innej. Niech jedni robią na dzikich inni na szlachetnych drożdżach.
Po drugie na jakość wina bez wątpienia ma stopień rozcieńczenia soku i dodatek cukru obok oczywiście jakości owoców, która co roku też bywa różna.
Po trzecie przy porównywaniu win powinno się brać pod uwagę jako zmienny tylko czynnik rodzaju dodanych drożdży (w tym temacie oczywiście). Porównywanie win z różnych lat nic nam nie mówi o tym, które drożdże są lepsze.
Bierzemy porcję nastawu, dzielimy ją na równe części, postępujemy z nimi identycznie, przechowujemy w takich samych warunkach; różnica polega li tylko na rodzaju dodanych drożdży.
Po czwarte drożdże szlachetne są na ogół określonym jednolitym szczepem podczas gdy w skład dzikich wchodzą różne szczepy i to często co roku inne i w innych proporcjach. Wpływać to może na bogactwo i różnorodność smaku i aromatu otrzymanego wina (niekoniecznie oczywiście in plus).
Po piąte taki dreszczyk niepewności wynikający z naszej niewiedzy tyczącej się przewidywalności naszych wysiłków a wynikający z w pełni naturalnych warunków i procesów jakie zachodzą w fermentującym winie. Są osoby, które wolą mieć wszystko wyliczone, ustalone i przewidziane, jak i takie które zdają się na przypadek i działanie sił natury.
Po szóste o tym czy wino jest dobre nie decyduje zawartość tylko alkoholu a może nawet bardziej inne czynniki chociażby smak i aromat.
Po siódme....... i tak już długo pisałem. Jak mi coś ważnego jeszcze zaświta to napiszę.
Tymczasem zapraszam do dalszej dyskusji i
Pozdrawiam, wisienka.
Jednak dzikich nie polecam. Mój dziadek robił na nich wina i jednego roku były dobre a innego na 10 butli 1 - 2, no góra cy ;) się udały. Reszta z różnych powodów nie była pijalna.
Witam.

Mnie do drożdży winiarskich przekonuje jeden argument - czas. Ponieważ na dobre wino trzeba czekać rok, półtora, byłbym niepocieszony, gdyby po tym czasie okazało się, że wino nie wyszło. Szkoda czasu.

Dlatego lepiej mieć takie składniki i technologię, która daje większą pewność sukcesu.

Poza tym niektórzy zażarcie bronią dzikich drożdży, ale chyba nikt nie stwierdził, że drożdże dzikie są lepsze niż szlachetne. Skoro nie są lepsze ale na pewno są mniej przewidywalne to nie widzę powodu, żeby tracić swój czas na ich stosowanie.

Pozdrawiam
MILBAS
Odpowiadam Krzysztofowi- mozna tez okreslic porównując do win tak zwanych "kupnych" jesli mam francuskie wino i na butelce napisane jest 12- 14- % a moje wino jest takie same a moze mocniejsze, a tych win wypilo sie juz w zyiu troche:D to mozna w przyblizeniu okreslic ile moze miec procent. Oczywiscie ta moc wychodzila mi tez w tych skomplikowanych przeliczeniach. Ale bardziej opieram sie na tym jak " kopie". Wlasnie w tej chwili zlałem wino z aronii robione na dzikich drożdzach- chodziło juz 10 tygodni i nadal chodzi. W tej chwili popijam, sobie szklaneczke i musze sie pochwalic - swietne. Kolor wyklarowanie i bukiet wspanialy. Licze ze tez po skonczonej fermentacji bedzoe mialo około 12-14%. Dzisiaj tez nastawilem 56 litrów z dzikiej rózy i tez robie na dzikich drożdzach. Nie obawaim sie - bo jak do tej pory "dzikuski" mnie nie zawiodły. Z czarnrj porzeczki w tym roku zrobilem dwa balony po 56 ltr i wyszło swietne jak zwykle. NIe neguje jakosci win robionych na szlachetnych- ale nie straszył bym ludzi "dzikuskami" - po prostu trzeba robic z sercem i zasadami higieny a napewno nie bedzie zle. Jesli butla czysta - woda dobra i zdrowe owoce to napewno wino sie uda. Pozdawiam
Jeszcze jedna uwaga która sklania mnie do robienia win na dzikuskach- to ze nie musze sie martwic aby w odpowiednim czasie po raz piewrwsz zlac wino. Za póżno zlane wino na drozdzach szlachetnych, które juz obumarły ,nadaja winu trudny do usuniecia samk drożdzy. Nawet na tym forum spotkalem sie z problemami winiarzy jak usunąc ten przykry zapach- i co tu mówic o bezpieczenstwie stosowania drożdzy szlachetnych. Jak wszedzie mozna cos " spiepszyc"
niby tak, ale skoro można sobie usprawnić robienie wina i zminimalizować ryzyko nieoczekiwanej wpadki - to nie widze powodu aby nie skorzystać z dobrodziejstwa drożdzy szlachetnych - przy całym szacunku do tzw. dzikusów. :big:
Witam ponownie.

Dyskusja zaczyna się robić coraz ciekawsza.W moim przekonaniu nie chodzi o nawracanie kogoś na stoswanie drożdży dzikich bądź szlachetnych - tak przynajmniej ja to widzę. Z Wisienką zgadzam sie całkowicie co do tego że aby mieć porównanie to należałoby ten sam nastaw podzielić na próbki i fermentować go na różnych drożdżach w tych samych warunkach. Nawet takie jednorazowe podejście nie dawałoby 100% porównania i należałoby prowadzić takie badania przez kilka lat.
Mam już trochę latek i pierwsze wino zrobiłem w 1970 roku po gruntownym przestudiowaniu książki Cieślaka. Nigdy nie stawiałem wina na drożdżach dzikich bo wszystkie przedstawione korzyści (u Cieślaka) przekonywały mnie:
-proces fermentacji i okres leżakowania przebiega szybcieji bardziej prawidłowo (wino szybciej dojrzewa i jest mniej podatne na choroby)
-młode wino klaruje się łatwiej
-wino jest trwalsze i może być mocniejsze
-w winie powstaje mniej kwasu octowego i mniej alkocholi wyższego rzędu (fuzli)
-wino ma bardziej czysty aromat winny i lepszy smak

Tak piszą i w innej dostępnej literaturze (miałem taki moment zapału w życiu, że nawet popędziłem do biblioteki uniwersyteckiej i przejrzałem całą dostępną literaturę na ten temat w jej zbiorach - było tego trochę).
Drożdze szlachetne są to przecież naturalne drożdże wyselekcjonowane z drożdzy znajdujących się na odmianach winogron. Z całej masy drożdży wybrano przez wieki te najlepsze tzn. takie które dawały najsmaczniejsze wina. Naukowe badania w naszym rozumieniu prowadzi się dopiero od powiedzmy 100-150 lat. Jakbym się mylił to proszę mnie poprawić.
Jak już pisałem nie mam żadnych doświadczeń własnych, nigdy nie fermentowałem na dzikusach. Natomiast nieraz miałem okazję pić marne wino które okazywało się że robiono na drożdżach dzikich. Zupełnie możliwe że podczas produkcji popełniono mnóstwo błędów czy uzyto marnych owoców. Takie wina czesto były bardzo słodkie, ulepkowate z dziwnymi smakami. Co prawda ludzie czesto uważają że wino można zrobić z byle czego i resztki przeznaczają na ten cel. Tutaj nawet najszlachetniejsze drożdże nie pomogą.
Natomiast ciekaw jestem opinii ludzi którzy mają pojecie jak się robi wino ale fermentuja na drożdżach dzikich. Ciekawi mnie ich zdanie w dwóch aspektach.
1. Czym uzasadniają użycie drożdżdży dzikich (ja swoje uzasadnienie użycia drożdży szlachetnych przedstawiłem za Cieślakiem)
2. Jakie mają rezultaty. Nie chodzi tutaj jedynie o moc wina ale i inne cechy które się ocenia w winie podczas picia. Interesujące byłoby też informacje czy były problemy podczas produkcji np. z klarowaniem nastawu itd.

Chyba się nie zdobedę na eksperymenty z drożdżami dzikimi ale ciekaw jestem rzetelnych opinii od praktyków stosujacych jedynie dzikie drożdże.

Zapraszam do przedstawiania swojego zdania.

Pozdrawiam

Krzysztof
Dzikie drożdże są nieprzewidywalne co je dyskwalifikuje. Dodatkowo nawet w tym samym miejscu zbioru owoców albo zmieniają się szczepy albo mutują. Znajomy przez lata robił na dzikich winogronowe. Winogrona z tej samej latorośli. Wino zawsze było bardzo dobre i pewnego roku przestało być takie. Było słodkie słabe z dziwnym posmakiem. Trzy lata kombinował dlaczego wino zawsze było dobre a teraz prawie nie do wypicia i co mógł zrobić inaczej jak zwykle/źle aż za namową innego znajomego zastosował szlachetne i okazało się że to to. Zawsze nastawiał 2 baniaki po 40l, ta nauka kosztowała go 240l wina! A co się dodatkowo w międzyczasie nakombinował, jakieś straszne sterylizacje sprzętu, dogrzewanie pomieszczenia z nastawami i Bóg wie co jeszcze to jego.
Wojtek
Witam.
Znowu zabiorę głos w dyskusji. Po raz kolejny stwierdzę, iż robienie wina na dzikusach jast jak loteria. Mój dziadek robi tak od zawsze. Ja robię tak na ogół. Mniej więcej trzy czwarte moich win produkowanych jest na dzikusach. Wybór dziadka wynikł z braku wyboru, a pisząc ściślej z braku dostępności do drożdży szlachetnych w minionych latach. Piekarskie dawały bardzo co najmniej dziwne posmaki. Ja w ten sposób się nauczyłem robić wino. Tym bardziej iż kilkanaście lat temu dostępnie były głownie drożdże biowinu a te zwykle wypadały gorzej od dzikich. Mój dziadek jak się nauczył, tak robi. Kiedy są jakieś problemy z fermentacją to po prostu do mnie przychodzi, mówi, idziemy oglądać i wtedy dodaję drożdże szlachetne.

Teraz uwag kilka tyczących się wina.
Kiedyś wino nie było przeznaczane bezpośrednio do spożycia, szczególnie w czasach gdy wódka była na kartki to jej zawsze brakowało, tak więc hmmm, hmmm (wszyscy wiedzą). Pomimo to zazwyczaj kilka butelek było korkowanych i odstawianych w kącie piwniczki.
Są to wina na ogół słodkie, nie za mocne, o bogatym i czasami za bardzo nawet intensywnym bukietem owocowym. Co mnie zadziwiło to ostatnio jak dziadek przyniósł (chyba 8 letnie) wino gronowe to cała butelka nie została wypita. Ja piłem wtedy coś innego i nie mieszałem. Buteleczka owa powędrowała niepełna do kąta przedpokoju, gdzie spędziła tydzień, stojąc blisko drzwi wejściowych. Kolejnej soboty wyjąłem koreczek i mnie zatkało. Wino nadawało się do picia. Nie wiem jak to możliwe ale tak było. Wina kupne w lodówce na drugi dzień można jeszcze wypić ale i tak nie wszystkie.
Nie chcę oczywiście nikomu wmawiać, że drożdże dzikie są lepsze od szlachetnych bądź odwrotnie. Pozwólmy każdemu spokojnie robić jak chce i cieszyć się różnorodnością trunków jakie nas otaczają.
Cała radość z dzikusów wynika z ich nieprzewidywalności.

Natomiast mnie przeszkadza jedna rzecz w drożdżach szlachetnych. Są to wyselekcjonowane szczepy ale zazwyczaj jeden szczep drożdży. Uważam, iż lepiej byłoby gdyby dostępne były mieszanki dajmy na to trzech czy pięciu szczepów drożdży dzikich.
Ale i tutaj można znaleźć rozwiązanie. Przygotowuję się do eksperymentu użycia kilku szczepów drożdży szlachetnych do wytworzenia jednego wina. Przystąpię do tego chyba już w przyszłym roku, a zacznę od wisienek gdyż te pojawiają się jako jedne z pierwszych.

Pozdrawiam, wisienka.
Cytat:Wysłane przez kguser

Natomiast ciekaw jestem opinii ludzi którzy mają pojecie jak się robi wino ale fermentuja na drożdżach dzikich. Ciekawi mnie ich zdanie w dwóch aspektach.
1. Czym uzasadniają użycie drożdżdży dzikich (ja swoje uzasadnienie użycia drożdży szlachetnych przedstawiłem za Cieślakiem)
2. Jakie mają rezultaty. Nie chodzi tutaj jedynie o moc wina ale i inne cechy które się ocenia w winie podczas picia. Interesujące byłoby też informacje czy były problemy podczas produkcji np. z klarowaniem nastawu itd.

Chyba się nie zdobedę na eksperymenty z drożdżami dzikimi ale ciekaw jestem rzetelnych opinii od praktyków stosujacych jedynie dzikie drożdże.

Zapraszam do przedstawiania swojego zdania.

Pozdrawiam

Krzysztof

Witam

Robię wino na dzikich, od jakichś dwóch lat, ale "biorę udział" w całym tym procederze już lat minimum 6, a Mama moja kochana (której to od tych 6 lat pomagam/podglądam w robieniu wina) robi winko odkąd pamiętam, a mam okrągłe 20 wiosenek :) Więc staż ma całkiem spory, i doświadczenie niemałe. Przyznam że jak trafiłem na to forum i zacząłem czytać, to się najpierw zdziwiłem, potem zezłościłem (niektórzy bardzo źle mówią o "dzikusach" :P ) a przede wszystkim doznałem dezorientacji i zagubienia :/ i trafiłem na ten temat :P Postaram się podzielić moimi spostrzeżeniami, jako że mam pewne doświadczenie, i mam dostęp do informacji z pierwszej ręki od osoby daleko bardziej doświadczonej niż ja.
O szlachetnych nigdy wcześniej nie słyszałem, dlatego ich nie używałem. Ale po przeczytaniu wieeeelu tematów na tym forum nie mam zamiaru się na nie "przerzucać". Oto dlaczego (kolejność przypadkowa):

Precyzja. Nie mam tyle czasu żeby pilnować dokładnie terminów, a z tego co czytam jednak trzeba być w miarę dokładnym i "na miejscu" (od października studia, butle stoją w domku). Dzikie pozwalają na dużą swobodę, nic się winku nie stanie jak postoi dłużej (zdarza mi się czasem zapomnieć).

Klarowność. Już chyba czytałem opinie 4 osób, które twierdzą że na dzikich o wiele trudniej wino wyklarować. Nie sądzę. ANI RAZU nie miałem (mama też nie) problemu z wyklarowaniem, po pierwszym obciągu 95% "śmieci" zostaje w butli. W zasadzie wino zaczyna się robić klarowne już w procesie fermentacji (gdy sobie bulga). Czytałem mnóstwo tematów ludzi korzystających z drożdży szlachetnych i po ROKU nadal mających problemy z klarownością (zdjęcia mnie przeraziły, w życiu nie widziałem żeby wino mogło być tak mętne - no chyba że by potrząsnąć taką butlą, ale po co? :P )

Moc. A właściwie MOC. Piłem wina kupne, 11%, 13%, 16%, drogie i tanie (te za 4 też :P choć to w żadnym razie nie są wina, to chodzi tu o wyczuwalny %% oraz o działanie). I stwierdzam że najmocniejsze jakie piłem to te przez mamę robione :) Zarówno na podstawie smaku jak i działania. Fakt poprzeć mogę opiniami kolegów, znajomych i rodzinki. Bez dodawania jakiegoś spirytusu bleeeh :P

Smak. WYBORNY. Brak posmaku drożdży, brak "mętów" (też mają wpływ na smak), brak nieprzyjemnego zapachu, brak jakichkolwiek negatywnych doznań (oczywiście jeśli winko jest już całkowicie zrobione).

Skuteczność. Tu napiszę tylko że minimum 95% win to wina udane (boję się użyć 100% aby nie skłamać, ale ja świadkiem czegoś takiego że wino nie wyszło, nie byłem jeszcze, a mama mówi "chyba kiedyś..."). W dodatku często wino da się "uratować" - jak przestanie pracować, jak się zostawi za długo z owocami, jak woda w rurce "wyparuje", to moja (jakże dzielna :P ) mama się nie poddaje i doda cukru, czasem trochę owoców, postawi gdzie indziej, i tadam! działa i bulga :D (wino trzeba ratować naprawdę sporadycznie, prawie tylko z powodu błędów winorobiącego).

Czas. Nie wiem czy potrzeba więcej czasu...na fermentację na pewno. na wyklarowanie już pisałem że nie ma z tym problemu. Ale ogólnie rzecz biorąc, często już po pół roku wino jest Dobre. Jak poleży dłużej to oczywiście jest lepsze (dojrzalsze), ale po pół roku już mamy bardzo smaczny, aromatyczny, klarowny produkt. Zdarza się że trzeba czekać rok, półtora (w zeszłym roku miałem gazowane jabłkowe, taki słabiutki szampan, które z początku w dodatku smakowało jakby się zocciło :/ jednak nie poddając się otrzymałem (po 1,5 roku) pyszne i mocne winko :) )


Podsumowując.
Dostrzegam wiele zalet robienia wina na drożdżach szlachetnych, nie mam nic do ludzi z nich korzystających, ani do wina w ten sposób uzyskanego. Ale jako ze nie zależy mi na konkretnym %%, uważam że "wygodniej" mi się robi wg mojego sposobu, pozostanę tedy wierny rodzinnej tradycji :D

może jeszcze skrócony opis sposobu na winko bez drożdży szlachetnych ;)
1. owoce (umyte itepe) wrzucamy do butli (1kg na butlę 5 litrową)
2. wsypujemy do butli cukier (1kg na butlę 5 litrową)
3. zabezpieczamy wylot butli materiałem, żeby się nie kurzyło do środka ani nic
4. czekamy tydzień - dwa aż owoce puszczą soki (cukier ładnie w większości znika), najlepiej ocenić na zapach - musi pachnieć przyjemnie fermentacją, wręcz winem
5. wlewamy do butli wodę (przegotowaną!) ciepłą/letnią (nie zimną ani nie za ciepłą!)
6. zakładamy rurkę fermentacyjną, uszczelniamy korek plasteliną (np)
7. czekamy.....aż przestanie bulgac, lub dwa miesiące (tyle max owoce mogą być z resztą) i zlewamy (ściągamy) do drugiej butli, owoce z butli usuwamy (najmniej przyjemna część), zakładamy rurkę i ponownie czekamy
8. wino, już bez owoców, z niewielką ilością osadu (już tu jest idealnie klarowne, osad łatwo opada na dno) stoi i dokańcza fermentację (jeśli było mało słodkie przy pkt 7. to podgrzewamy litr wina i rozpuszczamy np 0,5 kg cukru i dolewamy do reszty w butli - z reguły ponownie nieźle bulga)
9. co jakiś czas kontrolujemy takie winko, aż smak będzie nas satysfakcjonował, i zlewamy do butelek (u mnie w butli stoi nieraz pół roku, rok, nie pracując już wcale, po prostu nieraz brak nam pustych butelek, ale nie wpływa to ujemnie na walory smakowe, ani na jakość wina)

Pozdrawiam dzikusów i tych "szlachetnych" :P :)

PS. mój pierwszy post :D a tak w ogóle to zawsze i wszędzie używałem nicka "winorobek" ale tutaj macie już jednego :placze: No trudno :P
Faktycznie troche brzmi jak bluznierstwo ;)
Hehe :D tylko tak "brzmi", pozory mylą ;)
Faktycznie, główną rzeczą przemawiającą za drożdżami szlachetnymi jest to, że wszystko mamy pod ścisłą kontrolą.
Ale takie (wg podanego przeze mnie sposobu) robienie wina - bez cukromierzy, bez wagi, żadnej miarki, bez patrzenia w kalendarz, oceniając wszystko "na oko" i "na węch" "na wyczucie", też ma coś w sobie :) I nigdy nie wiemy czy wyszło słodkie, czy kwaśne, mocne czy słabe, "gazowane" czy nie...a ja np uwielbiam niespodzianki, a i cierpliwości mam sporo :) I w dodatku jestem bardzo zadowolony z dotychczasowych efektów, więc pozostanę przy "dzikich" sposobach :P
(nie twierdzę że nigdy nie spróbuję zrobić wina po "Waszemu" ;) wręcz przeciwnie, ale to nie prędzej niż w przyszłe wakacje)

Winopijek :)

Oleńka i Maciuś

ja spróbuję z innej beczki.
Zarówno drożdże szlachetne, jak i tzw. "dzikie" mają swoich admiratorów, jak i zaciekłych przeciwników.
Jednak o ile drożdże szlachetne pozwalają na uzyskanie przynajmniej przyzwoitego wina z niemal wszystkiego (były i wina z rabarbaru, ryżu, hibiscusa, daktyli itp. itd.), to wina wytwarzane na "dzikich" udają się jedynie na szlachetnych owocach.
Ciekawa jestem, z czego wytwarzają swoje wina andczar czy Winopijek....
Zaspokoicie panowie moją ciekawość?

Ola
Bedąc licealistką (tak, tak) miałam koleżankę, której mama oraz dziadkowie robili wina od lat. Na dzikich drożdżach. Wino porzeczkowe, winogronowe i wiśniowe było dobre, może nieco za słodkie. Jabłkowe takie sobie.
Bywały wina paskudne, nie bardzo wiedziałam dlaczego, ale okazało się, że jak dzikie zawiodły to zostały "wzmocnione" piekarniczymi.
Mama owej koleżanki lubiła eksperymenty i właśnie stąd te wina byle jakie. Próbowała agrestu, rabarbaru, malin, mniszka ... ale po dodaniu pierarniczych, bo dzikie zawodziły powstawały płyny paskudne.
Teraz, po latach dogadałam się z koleżanką z pracy, że też robi wina, ale tylko z porzeczek i wiśni. I co się okazało, na dzikich, chociaż ona mówi, że robi wino bez drożdży.
Rozmawiając z ludźmi na wszelakie tematy, a bardzo to lubię, dowiaduję się zaskakująco często, że z winogron altankowych - to taka moja nazwa - robi się wino bez drożdży i jest pyszne, czyli mocne i słodkie. A jeśli tylko słodkie, to należy dolać spirytusu. Trochę postoi i pycha.
No i to jest sposób na wino. Czy lepszy, czy gorszy? Co kto lubi.
Zastanawia mnie jedna jeszcze rzecz, i juz nie chodzi o drozdze, natomiast jesli ten ogolny przepis tyczy sie wszystkiego:
"1. owoce (umyte itepe) wrzucamy do butli (1kg na butlę 5 litrową)"
Nie wyobrazam sobie wina z 1 kg jablek (przeciez to rozcienczenie 1:10!).

Co do mocy ciezko cokolwiek powiedziec, nie wydaje mi sie ze wychodza mocniejsze niz 16%. Jest na to jedna rada Winopijku pojaw sie na jakims zlocie winiarskim ze swoimi wyrobami. Tam ludzie sprobuja i sami ocenia a i Ty sprobujesz wielu win robionych "po naszemu".
Winopijek,
wiesz temat ten jest wałkowany na forum od lat. Każdy robi swoje wino jak uważa. Trudno przekonac kogos do wina "przez internet". Z twojego postu wynika że twoje wina zupełnie Cie zadawalaja. Zapraszamy Cię więc na któryś ze zlotów winiarskich abyś pochwalił się swoimi wyrobami i pozwolił również innym obiektywnie i życzliwie je ocenić.
Cytat:Wysłane przez Frida
dowiaduję się zaskakująco często, że z winogron altankowych - to taka moja nazwa - robi się wino bez drożdży i jest pyszne

Piłem coś takiego. Mój kolega robi wino z działkowej labruchy w ten sposób, że zrywa grona, otrzepuje z robactwa i pakuje do fermentora nawet nie odszypułkowując ! :ysz:
I to wino jest naprawdę niczego sobie !!!
przy kilku pierwszych postach wysiadłem i nie czytałem dalej ale stwierdziłem że podziele się swoją refleksją:)

mój tata i kiedys ś.p. dziadek też robili wina na dzikusach i przyznam że wychodziły dość mocne, więc dziwi mnie wypowiedź typu że na dzikusach wychodzą słabe wina... myślę że nie mozna tu uogólniać na wszystkie dzikie bo nigdy niewiemy co tam sobie wypoczywa na owocach i całkiem mozliwe że na jakimś krzaczku porzeczki drożdże sobie urządziły siłke i pakują ile wlezie:)

osobiscie uważam że o wiele ważniejsze od drożdży są proporcje, a fakt dodania drożdży lub nie (oczywiście jeśli dzikie wystartują - ale tyczy się to też szlachetnych "nieaktywnych")

niemniej jednak jeśli chcemy osiągnąć wino o konkretnych parametrach to faktycznie polecam szlachetne:)

acha i jak to ktos wyżej napisał lepiej przy porównywaniu win z innych roczników możemy się dowiedziec więcej o owocoach i pogodzie w danym roku niż o drożdżach:)

P.S. zgadzam się również że na smak ciężko określic procent wina z dokładnością bo np wina z dodatkiem malin mogą się wydawać nieco mocniejsze, wiadomo maliny grzeją same z siebie
Cytat:Wysłane przez kguser
Winopijek,
wiesz temat ten jest wałkowany na forum od lat. Każdy robi swoje wino jak uważa. Trudno przekonac kogos do wina "przez internet". Z twojego postu wynika że twoje wina zupełnie Cie zadawalaja. Zapraszamy Cię więc na któryś ze zlotów winiarskich abyś pochwalił się swoimi wyrobami i pozwolił również innym obiektywnie i życzliwie je ocenić.

Nie wątpię że temat jest wałkowany od lat. Ale w związku z tym że na forum jestem od jakiegoś tygodnia, nie od lat :P to przedstawiam swój punkt widzenia, mam nadzieję że nikomu nie przeszkadza "obudzenie" starego tematu. I nie robię tego żeby kogokolwiek przekonywać, broń Boże! :) A na zlocie się może pojawię, najprawdopodobniej w Poznaniu, tam z tego co czytam są niezłe zloty, a od października studiuję i mieszkam w tym jakże pięknym mieście :) Jak wiśniowe do tego czasu dojrzeje to z pewnością "pożyczę" od mamy butelkę na spróbowanie. A z jeszcze większą chęcią spróbuję Waszych forumowych specjałów :) A jak wypadnę blado w porównaniu ze "szlachtą" to się pewnie zapadnę ze wstydu pod ziemię :D a potem zacznę robić wina według Waszych receptur :)


Cytat:Wysłane przez Oleńka i Maciuś
ja spróbuję z innej beczki.
Zarówno drożdże szlachetne, jak i tzw. "dzikie" mają swoich admiratorów, jak i zaciekłych przeciwników.
Jednak o ile drożdże szlachetne pozwalają na uzyskanie przynajmniej przyzwoitego wina z niemal wszystkiego (były i wina z rabarbaru, ryżu, hibiscusa, daktyli itp. itd.), to wina wytwarzane na "dzikich" udają się jedynie na szlachetnych owocach.
Ciekawa jestem, z czego wytwarzają swoje wina andczar czy Winopijek....
Zaspokoicie panowie moją ciekawość?

Ola

Z największą przyjemnością :)
Sam robiłem/byłem świadkiem i miałem okazję pić:
wiśniowe
śliwkowe (wczoraj załóżyłem nową butlę :) )
jabłkowe (rzeczywiście najgorsze i najtrudniejsze do zrobienia, ale dla chcącego nic trudnego :D )
truskawkowe (co prawda po czasie dłuższym niż standardowy, ale za to jedno z lepszych....chociaż może to dlatego że ja uwielbiam truskawki :) )
porzeczkowe
aroniowe (bardzo "inne" w smaku, ale bardzo pozytywnie)
jagodowe
...więcej nie pamiętam :)

Inne, o których mama mówi że robiła/piła:
rabarberowe
buraczkowe (z czerwonych buraczków)
ryżowe
malinowe (właśnie się robi pierwszy raz)
dzika róża - owoce (ponoć świetne)
być może o czymś zapomniałem, w razie czego dopiszę

I w tym właśnie momencie dostrzegam kolejną "wyższość" robienia na drożdżach szlachetnych - o wiele łatwiej zrobić wino "z wszystkiego", a nawet dopiero z tymi drożdżami staje się to możliwe. Na dzikich z niektórymi owocami bywa problem, np nie wiem jak by wyszło z gruszek, muszę mamy spytać czy kiedyś robiła. Bo nie tylko od jakości drożdży zależy czy/jak winko się zrobi, robiąc na dzikich należy liczyć się z tym że każdy owoc zawiera inną ilość tych dzikich drożdży (kieeedyś gdzieś w sieci czytałem że np winogrona mają dużą ilość drożdży już W SOBIE, w skórce bodajże, i ogólnie mają najlepsze proporcje drożdży, cukru, ogólnie wszystkiego. Dlatego pewnie "dzikim" lepiej robić z wiśni, porzeczek i ze śliwek) Mam nadzieję ze nie zamotałem ;P

Winopijek :)
Cytat:Wysłane przez Winopijek Faktycznie, główną rzeczą przemawiającą za drożdżami szlachetnymi jest to, że wszystko mamy pod ścisłą kontrolą...
Otóż ja uważam, że w amatorskim, a nawet półamatorskim winarstwie tak wiele parametrów mamy poza kontrolą - począwszy od parametrów owocóww (zawartość cukru, tanin, aromatów, kwasowość), temperaturę fermentującego moszczu, kinetykę fermentacji, kontrolę fjm, zawartości wolnego SO2 i Bóg wie, czego jeszcze - że wprowadzanie na własne życzenie dodatkowego przypadkowego czynnika - dzikich drożdży - jest bez sensu.
Stron: 1 2 3 4