Cytat:Wysłane przez kguser
Natomiast ciekaw jestem opinii ludzi którzy mają pojecie jak się robi wino ale fermentuja na drożdżach dzikich. Ciekawi mnie ich zdanie w dwóch aspektach.
1. Czym uzasadniają użycie drożdżdży dzikich (ja swoje uzasadnienie użycia drożdży szlachetnych przedstawiłem za Cieślakiem)
2. Jakie mają rezultaty. Nie chodzi tutaj jedynie o moc wina ale i inne cechy które się ocenia w winie podczas picia. Interesujące byłoby też informacje czy były problemy podczas produkcji np. z klarowaniem nastawu itd.
Chyba się nie zdobedę na eksperymenty z drożdżami dzikimi ale ciekaw jestem rzetelnych opinii od praktyków stosujacych jedynie dzikie drożdże.
Zapraszam do przedstawiania swojego zdania.
Pozdrawiam
Krzysztof
Witam
Robię wino na dzikich, od jakichś dwóch lat, ale "biorę udział" w całym tym procederze już lat minimum 6, a Mama moja kochana (której to od tych 6 lat pomagam/podglądam w robieniu wina) robi winko odkąd pamiętam, a mam okrągłe 20 wiosenek

Więc staż ma całkiem spory, i doświadczenie niemałe. Przyznam że jak trafiłem na to forum i zacząłem czytać, to się najpierw zdziwiłem, potem zezłościłem (niektórzy bardzo źle mówią o "dzikusach"

) a przede wszystkim doznałem dezorientacji i zagubienia :/ i trafiłem na ten temat

Postaram się podzielić moimi spostrzeżeniami, jako że mam pewne doświadczenie, i mam dostęp do informacji z pierwszej ręki od osoby daleko bardziej doświadczonej niż ja.
O szlachetnych nigdy wcześniej nie słyszałem, dlatego ich nie używałem. Ale po przeczytaniu wieeeelu tematów na tym forum nie mam zamiaru się na nie "przerzucać". Oto dlaczego (kolejność przypadkowa):
Precyzja. Nie mam tyle czasu żeby pilnować dokładnie terminów, a z tego co czytam jednak trzeba być w miarę dokładnym i "na miejscu" (od października studia, butle stoją w domku). Dzikie pozwalają na dużą swobodę, nic się winku nie stanie jak postoi dłużej (zdarza mi się czasem zapomnieć).
Klarowność. Już chyba czytałem opinie 4 osób, które twierdzą że na dzikich o wiele trudniej wino wyklarować. Nie sądzę. ANI RAZU nie miałem (mama też nie) problemu z wyklarowaniem, po pierwszym obciągu 95% "śmieci" zostaje w butli. W zasadzie wino zaczyna się robić klarowne już w procesie fermentacji (gdy sobie bulga). Czytałem mnóstwo tematów ludzi korzystających z drożdży szlachetnych i po ROKU nadal mających problemy z klarownością (zdjęcia mnie przeraziły, w życiu nie widziałem żeby wino mogło być tak mętne - no chyba że by potrząsnąć taką butlą, ale po co?

)
Moc. A właściwie MOC. Piłem wina kupne, 11%, 13%, 16%, drogie i tanie (te za 4 też

choć to w żadnym razie nie są wina, to chodzi tu o wyczuwalny %% oraz o działanie). I stwierdzam że najmocniejsze jakie piłem to te przez mamę robione

Zarówno na podstawie smaku jak i działania. Fakt poprzeć mogę opiniami kolegów, znajomych i rodzinki. Bez dodawania jakiegoś spirytusu bleeeh
Smak. WYBORNY. Brak posmaku drożdży, brak "mętów" (też mają wpływ na smak), brak nieprzyjemnego zapachu, brak jakichkolwiek negatywnych doznań (oczywiście jeśli winko jest już całkowicie zrobione).
Skuteczność. Tu napiszę tylko że minimum 95% win to wina udane (boję się użyć 100% aby nie skłamać, ale ja świadkiem czegoś takiego że wino nie wyszło, nie byłem jeszcze, a mama mówi "chyba kiedyś..."). W dodatku często wino da się "uratować" - jak przestanie pracować, jak się zostawi za długo z owocami, jak woda w rurce "wyparuje", to moja (jakże dzielna

) mama się nie poddaje i doda cukru, czasem trochę owoców, postawi gdzie indziej, i tadam! działa i bulga

(wino trzeba ratować naprawdę sporadycznie, prawie tylko z powodu błędów winorobiącego).
Czas. Nie wiem czy potrzeba więcej czasu...na fermentację na pewno. na wyklarowanie już pisałem że nie ma z tym problemu. Ale ogólnie rzecz biorąc, często już po pół roku wino jest Dobre. Jak poleży dłużej to oczywiście jest lepsze (dojrzalsze), ale po pół roku już mamy bardzo smaczny, aromatyczny, klarowny produkt. Zdarza się że trzeba czekać rok, półtora (w zeszłym roku miałem gazowane jabłkowe, taki słabiutki szampan, które z początku w dodatku smakowało jakby się zocciło :/ jednak nie poddając się otrzymałem (po 1,5 roku) pyszne i mocne winko

)
Podsumowując.
Dostrzegam wiele zalet robienia wina na drożdżach szlachetnych, nie mam nic do ludzi z nich korzystających, ani do wina w ten sposób uzyskanego. Ale jako ze nie zależy mi na konkretnym %%, uważam że "wygodniej" mi się robi wg mojego sposobu, pozostanę tedy wierny rodzinnej tradycji
może jeszcze skrócony opis sposobu na winko bez drożdży szlachetnych

1. owoce (umyte itepe) wrzucamy do butli (1kg na butlę 5 litrową)
2. wsypujemy do butli cukier (1kg na butlę 5 litrową)
3. zabezpieczamy wylot butli materiałem, żeby się nie kurzyło do środka ani nic
4. czekamy tydzień - dwa aż owoce puszczą soki (cukier ładnie w większości znika), najlepiej ocenić na zapach - musi pachnieć przyjemnie fermentacją, wręcz winem
5. wlewamy do butli wodę (przegotowaną!) ciepłą/letnią (nie zimną ani nie za ciepłą!)
6. zakładamy rurkę fermentacyjną, uszczelniamy korek plasteliną (np)
7. czekamy.....aż przestanie bulgac, lub dwa miesiące (tyle max owoce mogą być z resztą) i zlewamy (ściągamy) do drugiej butli, owoce z butli usuwamy (najmniej przyjemna część), zakładamy rurkę i ponownie czekamy
8. wino, już bez owoców, z niewielką ilością osadu (już tu jest idealnie klarowne, osad łatwo opada na dno) stoi i dokańcza fermentację (jeśli było mało słodkie przy pkt 7. to podgrzewamy litr wina i rozpuszczamy np 0,5 kg cukru i dolewamy do reszty w butli - z reguły ponownie nieźle bulga)
9. co jakiś czas kontrolujemy takie winko, aż smak będzie nas satysfakcjonował, i zlewamy do butelek (u mnie w butli stoi nieraz pół roku, rok, nie pracując już wcale, po prostu nieraz brak nam pustych butelek, ale nie wpływa to ujemnie na walory smakowe, ani na jakość wina)
Pozdrawiam dzikusów i tych "szlachetnych"
PS. mój pierwszy post

a tak w ogóle to zawsze i wszędzie używałem nicka "winorobek" ale tutaj macie już jednego

No trudno
